bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Igrzyska klikaczy… czyli jak czytać Internet

Na bolesławieckich portalach ostatnio aż roi się od „ważnych tematów”. Pseudodemokracja rozpanoszyła się w bolesławieckim Internecie, rozsiadła wygodnie… i jak to mówią „mami masy”.

 

Na tapecie mamy ostatnio trzy tematy, zajmujące dość mocno zarówno bolecnautów jak i  orgonautów czy też nautów z obu całodobowych portali. Blues nad Bobrem w Kliczkowie, w Piwnicy hałasy, a kandydatów na fotel prezydenta póki co trzech. Echo tego ostatniego tematu dotarło nawet na moją-ulubioną-stronę-w-sieci tj. Bobrzanie.pl (swoją drogą świetny tekst imć Bernard popełnił w tej sprawie).

Nie mam ochoty zajmować się meritum żadnego z nich, na wspomnianych portalach tematy te zostały już dawno dokładnie przeżute i przetrawione. Uwagę, przy każdym z nich, zwraca coś zupełnie innego – ruch na forach jaki owe tematy generują. Czy naprawdę taka masa ludzi śledzi na bieżąco lokalne portale, ale głos zabiera jedynie po to, by okazać swoje bezgraniczne poparcie (lub częściej nienawiść) dla danej idei czy osoby? Myślę, że tak nie jest.

W kultowym dla mnie serialu Ranczo jest fragment, który doskonale obrazuje to zjawisko. Wszyscy pracownicy urzędu gminy siedzą przed komputerami, zalewając lokalny internetowy portal swoimi postami, podczas gdy jednocześnie tym samym zajmuje się cały sztab opozycji. Oczywiście prezentując publicznie poglądy zgoła odmienne.

Owa scena, mimo swojego komizmu, wydaje mi się niepokojąco realistyczna. Bo jak inaczej wytłumaczyć plagę „tyld”, zalewających od czasu do czasu lokalne fora? Człowiek jest istotą ekonomiczną, która z reguły nie robi niczego, co jej się zwyczajnie nie opłaca. Oczywiście motywacja może być różna, jednak najprostszym wyjaśnieniem takiego stanu rzeczy jest w moim mniemaniu… osobiste zaangażowanie konkretnych osób w daną sprawę. Przeglądając rzeczone fora wypowiedzi stałych, zarejestrowanych użytkowników stanowią zdecydowaną mniejszość…

Osobnym elementem tej konstrukcji są, przeżywające chyba kolejny renesans, sondy internetowe. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o badaniach społecznych na widok internetowej sondy jedynie się zaśmieje (bądź skrzywi z niesmakiem, w zależności od nastroju). Metody takie jak sonda internetowa nazywane są przez naukowców „folklorem badawczym”, a uzyskiwane dzięki nim wyniki nie mają praktycznie żadnej realnej wartości.  

Jaki jest więc sens umieszczać je w sieci? Bardzo prosty. Taka sonda jest gwarantem tego, że niemała część czytelników zaglądnie do tekstu parokrotnie, tylko po to, by znów oddać swój głos. A znajdą się i tacy, którzy poświęcą całe popołudnie by wyniki takiej sondy odrobinkę „dopracować”. Nie jest to trudne, a wszelkie systemy blokujące wielokrotne głosowanie można obejść bez większego problemu.

Wyniki takiej właśnie sondy przedstawił, podczas rozmowy z jednym z kandydatów do objęcia fotela Prezydenta Bolesławca, redaktor pewnego wielceistotnego portalu. Przedstawił on wspomniane wyniki jako coś pewnego, jako dane na których podstawie można wyciągać wnioski i budować tezy o rzeczywistym poparciu społeczeństwa dla konkretnych kandydatów.

Jaki mamy więc efekt takiego stanu rzeczy? Wiele osób traktuje komentarze czy sondy jako źródło realnych informacji, na podstawie których można wyrobić sobie swoje zdanie. A jest to ewidentny błąd. Imć Bernard apeluje zza oceanu o odpowiedzialność… ja proszę o samodzielne myślenie. Garfield mawiał – „skoro powiedzieliśmy to w telewizji to musi być prawda”, jednak w Bolesławcu nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.

Exit mobile version