Bardzo często spotykam się ostatnio z twierdzeniem, że w dzisiejszych czasach żyjemy coraz szybciej. Jako, że tak właśnie żyjemy, to pijemy coraz więcej kawy, posługujemy się coraz bardziej prymitywnym językiem, zmierzającym perspektywicznie do przekształcenia się w pochrząkiwanie świń. Zamiast rozmawiać przesyłamy krótkie wiadomości tekstowe, korzystamy z restauracji drive-through, w których, aby zaoszczędzić nieco czasu płacimy kartami paypass (to nowa technologia, która pozwala zdalnie obciążyć konto klienta, zanim jeszcze uzmysłowi sobie co ma zamiar kupić).
I być może właśnie gdzieś w tej okolicy – okolicy portfela, szukać trzeba tych zadziwiających fluktuacji czasoprzestrzeni. Bo nie dość, że nie żyjemy szybciej – to można zaryzykować twierdzenie, że nawet wolniej. W 2004 roku szybciej dało się na przykład dojechać, w piątkowe popołudnie, z wrocławskiego centrum na Bielany, a potem dalej po A4 do naszego Bolesławca. Szybciej dało się skręcić z ul. Gałczyńskiego do Tysiąclecia, gdzie ostatnio przed włączeniem się do ruchu zdołałem przeczytać rozdział Chandlera. W tym aspekcie więc – żyjemy zauważalnie wolniej.
Natomiast obiektywnie szybciej wypływają nam z portfeli pieniądze. I aby w tej dziedzinie życie nam przyspieszało, postępuje rewolucja technologiczna. Komercjalizacja internetu, sieciowe zakupy, elektroniczna bankowość, mikropłatności sms-owe, telewizje pay-per-view, czy wkraczające na nasz rynek technologia zdalnych wypożyczalni video – VOD, wszystko to jest rajem marketingowców, kreatorów nowej konsumpcyjnej, infantylnej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której mamy dociskać gaz do dechy w slalomie, między płatnym głosowaniem na bohaterów tańca z gwiazdami, logowaniem się do e-banku, aby dokonać e-przelewu za e-zakupy, a potem i tak wybrać się do na spacer do galerii handlowej – gdzie by, oszczędzić czas będziemy jeździć windami i ruchomymi schodami (jesteśmy zmęczeni szybkością życia), zjemy w restauracji, w której nie używa się sztućców. Bo sztućcami wolniej się je? Wieczorkiem, można sobie jeszcze, dla relaksu, ściągnąć na komórkę, za 5 zł, aplikację java rekomendowaną na łamach któregoś z telemegazynów. Mnie zainspirował ostatnio Symulator Maczo. Ale Członek demolka – też nie może być zły.
Konsumpcyjna rzeczywistość działa jak akcelerator hadronów.
Prędkość ma być wysoka, a najlepiej stale się zwiększać.
To dlatego Boże Narodzenie zaczynamy obecnie świętować (tirem nadjeżdża Coca-cola, coraz bliżej święta ®, tuż po Wszystkich Świętych – Halloween, bo Wszystkich Świętych w odróżnieniu od Halloween nie da się aż tak dobrze sprzedać. Po Bożym Narodzeniu, jest czas na białe szaleństwo, szusowanie i karnawał, walentynki, potem już Wielkanoc, długi weekend, drugi weekend, wakacje, miesiąc na finansową odbudowę i Andrzejki, Halloween i coraz bliżej święta ®. Do tego urodziny, imieniny, dzień ojca, matki, kobiet, chłopaków, gejów, lesbijek.
Nie masz potrzeb? To my Ci je wykreujemy! W roku 2006 w USA przeznaczono na pomoc najuboższym około 16 mld dolarów. W tym samym roku na reklamę wydano 260 mld dolarów.
Czas płynie tak samo. Zapieprzać ma kasa. A my mamy zapieprzać coraz bardziej, aby tę kasę zarabiać. I dlatego właśnie mając coraz szybsze samochody, szybsze internety, coraz mocniejszą kawę – wydaje nam się, że mamy coraz mniej czasu. A żyjemy po prostu coraz mniej. Bo zamiast żyć śnimy na komercyjnej jawie.
Ale mam prostą receptę jak wyhamować czas i oprzytomnieć. Trzeba założyć jakiś sportowy ciuch, udać się wieczorem na miejski stadion, gdzie codziennie, do g. 22 każdy może sobie potrenować i próbujemy przebiec spokojnie jakiś dystans. Na początek niech to będą przetruchtane, drobne 2 km.
Ja ostatnio, przygotowując się do dystansu połowy maratonu, zaatakowałem 15 km. Uwierzcie, że czas płynął mi cholernie wolno.
@Tryton – Tak dlugie dystanse biegam od dwoch lat – stad „atak”. Te 15 km to moja „zyciowka”. Osiagnieciem jest dystans – nie czas. Choc przy okazji staram sie wypracowywac wynik bdb w tescie Coopera dla podstarzalych mlodziencow i pobic cwierc wieku poźniej wlasny licealny rekord na 400 i 1000 :)
Nieee, no widać, że fachowiec :-)
Dopiero po 9km? Hmm. Nie do końca rozumiem. Ale interpretacja wykresu jest następująca. 1) Średnie HR na dystansie 162. Dla biegu w moim tempie treningowym czyli około 5min/km to za dużo o 5-7. Przyczyna: za często piwo, za rzadko trening ;P
2) Przyrost HR do poziomu 170 to ładny obraz kryzysu elektrolitowo-glikogenowego, który zaczyna się po 45 min. wysiłku aerobowego. W okolicach 50 min. jest on zgaszony napojem izotonicznym i po 10 min. mamy już reakcję organizmu w postaci wyrownania HR. Przyczyna – napój powinien być łyknięty wcześniej (30 minuta treningu), ale pierwotnie planowałem 10 km.
3) kulawość – to nie krokomierz, a kolarski komputer GPS zdjęty z kierownicy i trzymany w reku – dlatego wykres jest tak poszarpany :)
172 uderzenia serca/min. dopiero po 9km Bruner? Przy prędkości 10-13 km/h?Coś słaby atak. I sądząc po wykresie kulejesz na lewą nóżkę ;-)Potem i tak złapałeś drugi oddech. A gadżet fajny – podobny był kiedyś w świątecznej promocji „Delmy” (taka margaryna bez cholesterolu).
Wynurzenia jakies takie w stylu modern-lewicowym :)