bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Powiatowy „Orlik” a… lokalne „dziennikarstwo śledcze”

Co sądzić o piątku, który wypada „trzynastego”? Większość powie, że przynosi pecha, ale ostatnio było inaczej. Tego dnia – ja i starosta Cezary Przybylski – podpisaliśmy umowę o budowie powiatowego „Orlika”. „Feralny” piątek okazał się więc szczęśliwym piątkiem.

W lokalnych mediach pojawiły się relacje z tego wydarzenia, więc nie będę ich streszczał. Podkreślę jedynie,
że wykonawcą została wrocławska firma PROFI, która funkcjonuje na rynku już 8 lat i wybudowała do tej pory ponad 30 boisk tego typu. Powinno być więc dobrze. Cieszę się, że jest to już szósty „Orlik” w powiecie, a drugi – co cieszy mnie jeszcze bardziej! – w naszym mieście. Przyda się.

Kłopoty rzeczywiste…

Zdecydowaliśmy się powalczyć o „Orlika”, mimo że w tym roku powiat zaplanował i realizuje rekordową liczbę inwestycji (plan wydatków inwestycyjnych to blisko 30% wydatków budżetu w ogóle, co dla powiatu ziemskiego jest naprawdę dobrym wynikiem). O kasę – na tzw. wkład własny – nie było więc łatwo. Planując wydatki powiatu – podobnie jak w budżecie domowym – trzeba najczęściej dokonywać wyborów: jak robimy „coś”, to nie robimy ,,czegoś”. Znamy te dylematy z autopsji, np. jeśli remontujemy kuchnię, to nie jedziemy na wakacje. Jeśli więc mówić o jakichś rzeczywistych kłopotach związanych z „Orlikiem”, to dotyczyły one pieniędzy. „Kasa, Misiu, kasa!” – chciałoby się rzec. Samo przygotowanie wniosku, uzyskanie dofinansowania (w sumie 666.000 zł z ponad 1.100.000 zł, które wydamy na nasze boiska), przeprowadzenie przetargu i prowadzenie inwestycji to już dla nas (pracowników starostwa) standard. Choć wcześniej – przyznaję – było, hmm…, z tym różnie. Dość powiedzieć, że dwie pierwsze kadencje powiat nie miał nawet wydziału ds. inwestycji. Brrr, mroczna historia.

Kłopoty wymyślone, czyli fiasko „dziennikarstwa śledczego”

Dlaczego więc lokalny „dziennikarz śledczy” zamiast pisać o rzeczywistych kłopotach postanowił sobie kłopoty powiatu… wymyślić?  Zła wola czy wrodzone zamiłowanie do szukania dziury w całym? Pytania te pojawiły się w styczniu tego roku, gdy w jednym z periodyków z „szybkością” w nazwie  ukazał się – demaskujący naszą rzekomą nieudolność – artykuł.  Tytuł mocny: „Więcej szczęścia niż…”. Łatwo się domyślić… co po wielokropku. Przeczytałem tekst i powiedziałem współpracownikom, że szkoda czasu na „młócenie słomy” (polemikę z autorem wydumanego problemu). I dodałem, że – jak już będzie pewne, iż „Orlik” powstanie – pożyczymy autorowi zdrowia i… obiektywizmu
w jego dziennikarskich zmaganiach.

Czas ten właśnie nadszedł, więc w imieniu własnym i moich pracowników szczere życzenia: „WIĘCEJ MYŚLENIA NIŻ… ŚLEDZENIA”.

I refleksja na koniec – wiadomo: jak pies pogryzie właściciela – nuda, jak właściciel pogryzie psa – jest o czym pisać! Pieskie życie mają… lokalni „dziennikarze śledczy”.

Exit mobile version