bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Znicz do zębów

Napisałem tu swego czasu tekst o wypadkach na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, gdy „kwiat polskich młodych, wykształconych, z dużych miast” i grupa innych trendy-patriotów bluzgała nienawiścią w stronę ludzi modlących się pod krzyżem. Tamta sytuacja już się nie powtórzyła. Pewnie też nigdy się nie powtórzy, bo sądzę, że po przekroczeniu wszelkich barier cywilizowanych zachowań niewielu już da się tak zmanipulować do podobnego bezczelnego chamstwa.

Okazało się jednak, że „twórcze” nawiązanie do tamtego czasu jest jeszcze możliwe. I tym razem podjęła się tego już „władza” bezpośrednio, nie wysługując się podpuszczoną tłuszczą, której tym razem nie udało się zorganizować do „spontanicznych” manifestacji. (Garstka zwołanych przez Tarasa na 10 marca ludzi rozpierzchła się podobno w pośpiechu, gdy na Krakowskie weszło kilka tysięcy ludzi.) Ta „władza” otworzyła drzwi do całkiem nowego traktowania, ugruntowanej w naszej kulturze, tradycji zapalania zniczy. Oto bowiem to, co dla kogoś może być symbolem pamięci o zmarłych, dla „władzy” może oznaczać po prostu śmiecie.

Oglądany film „Rozkaz: zgasić pamięć!” budził we mnie najgorsze skojarzenia. Pokazuje on, jak w środku nocy po uroczystościach z 10 marca, upamiętniających ofiary katastrofy smoleńskiej, warszawskie służby porządkowe w pośpiechu gaszą palące się znicze i wyrzucają je do śmieci. Nie zawsze „władzę ludową” z czasów PRL-u stać było na taką „odwagę” w zagospodarowywaniu ówczesnych miejsc pamięci, tworzonych przez niepokornych obywateli. A jeśli już to czyniła, to pod tym samym pretekstem dbania o czystość i porządek. Zawsze też działo się to w nocy, choć wybierano takie godziny, by już naprawdę nikt niczego nie zauważył. A rano jak gdyby nigdy nic: sekretarz partii widział czyściutkie ulice, a ci niepokorni zastanawiali się, czy wczoraj nie było tylko snem.

Obecnie nie ma już jednak miejsca na choćby i skrawek jakiegoś romantyzmu. Znicze, pamięć, patriotyzm … toż to jeden śmieć, a więc do wora.

Suplement do całej tej sytuacji dodali zaś politycy. Kaczyński bystrze zaatakował, zadając Tuskowi infantylny dylemat: co by czuł, gdyby do kosza wrzucono fotografie jego rodziców? Ale kuriozalnie zabrzmiała apologia tej bezceremonialnej akcji służb porządkowych, na którą pokusił się Żelichowski z PSL-u i historyczny doradca prezydenta Nałęcz. Zdaniem tych znawców polskich zwyczajów wyznaczają one miejsce dla zniczy jedynie na cmentarzu, a nie na chodniku. I jeszcze bardziej powiało PRL-em. Wyraźny brak argumentów zastąpiono brukową logiką prostych skojarzeń: znicz – cmentarz, kielnia – budowa, pisarze do piór, a pasta do zębów.

Exit mobile version