bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Obywatele poza Senatem

Pozwoliłem sobie niedawno na kilka refleksji w związku z wyborami parlamentarnymi w konkurencji sejmowej. Innym, ciekawym tematem była w naszym okręgu wyborczym druga z rozgrywanych w tej dyscyplinie konkurencji, a mianowicie rywalizacja o mandaty w Senacie. Nikt w Bolesławcu nie starał się o to, by wystartował w niej jeden zawodnik i nikt nawet nie nawoływał potem do tego, by przynajmniej swoje poparcie bolesławianie złożyli na konto jednego z nich.

A w tym wypadku byłoby z pewnością dużo łatwiej się dogadać, bo kandydatów było tylko dwóch: Jerzy Zieliński z Obywateli do Senatu oraz Piotr Hetel z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. O ile jednak w sytuacji wyborów sejmowych oddanie wszystkich lokalnych głosów na jednego kandydata mogło dać rezultat w postaci miejsca w Sejmie, to w tych wyborach taka sytuacja była niemożliwa. Nawet zsumowanie wszystkich głosów, które otrzymali Hetel i Zieliński dawało bowiem wynik niższy niż ten uzyskany przez zwycięzcę Jana Michalskiego z Platformy Obywatelskiej.

Start w tych wyborach Piotra Hetela był zabiegiem bardzo ostrożnym. Kandydat słabo był obecny w przestrzeni wyborczej. Jego wynik, ponad 10 tys. głosów, należałoby więc złożyć na karb popularności samej partii, którą reprezentował, niż jego samego i jego pracy w kampanii. Patrząc na procentowy obraz wyników tych wyborów, to ze sporą dozą pewności można stwierdzić, że podobnie było z pozostałymi kandydatami ze ścisłej czołówki. Gorsze wyniki niż te w sejmowej rozgrywce zanotowała bowiem i PO i PiS. Jedynie kandydat PSL-u ugrał o 2% więcej niż lista jego partii do Sejmu.

Gdzie podziały się te głosy, których nie zebrali ci rywale? Na koncie Jerzego Zielińskiego. Pod względem strategii wyborczej i jej wyników w postaci oddanych nań głosów był on największym zwycięzcą pośród szóstki kandydatów na senatorów. I to może nawet przewidział. Natomiast nie potrafił przewidzieć tego, że to i tak będzie za mało, by ugrać mandat.

Głównym orężem Jerzego Zielińskiego w walce o mandat w Senacie była „bezpartyjność”. Zestawiona ze swarnymi partiami, których Polacy mieli mieć niby dosyć, stawiana była przez kandydata, jako ostoja politycznych cnót. Nie był to oczywiście koncept samego JZ, ale pomysł na cały ruch Obywatele do Senatu. I jako żywo sytuacja ta przypominała tę z 2001 roku, gdy do wyborów przystąpił ruch społeczny Platforma Obywatelska. Podobne były idee: kontestacja partyjności i postulaty wprowadzenia nowej jakości do życia politycznego. Wiadomo, jaki był rezultat tamtego „projektu” i nietrudno było przewidzieć, że drugi raz ten chwyt nie zadziała. Bo i z drugiej strony, co to niby znaczy, że jakaś grupa chce wejść do samego centrum politycznej rzeczywistości, jaką jest Parlament, a kontestuje partyjność, która jest naturalnym przejawem polityczności? Czy ktokolwiek mógł uwierzyć w to, że gdyby OdS zyskał znaczącą reprezentację w Senacie, to nie ufundowałby sobie na jej bazie partii politycznej? A ostatecznie, czy „bezpartyjność” jest jakąś wartością samą w sobie? Może być zaletą, ale i wadą, zależnie od okoliczności. Dla wyników wyborów nie miało to żadnego znaczenia, bo wyborcy traktowali tę propozycję wcale nie jako alternatywę dla partii, ale jako jedną z propozycji pośród innych partyjnych.

Działacze ruchu tłumaczą swoją przegraną m.in. tym, że te wybory stały się plebiscytem między dwoma partiami. No ale czego w takim razie się spodziewali? Przecież od 4 lat było to oczywiste, a po katastrofie smoleńskiej zyskało tylko bieżące potwierdzenie. W tej kategorii usprawiedliwień mieści się też mówienie o tym, że inaczej wyniki by wyglądały, gdyby przy kandydatach na liście do głosowania nie było partyjnych etykietek. I to jest konkretne rozwiązanie: gdy wyborcy będą głosować „w ciemno”, to może część głosów przez przypadek trafi też na nasze konto.

Drugą bronią dolnośląskich kandydatów do Senatu ze stajni Rafała Dutkiewicza miał być z kolei ów wrocławski protektor tego ruchu. Wielki i uznany w swoich talentach samorządowiec nie ma jednak jakoś fartu do bytów wykraczających poza tę perspektywę. „Polska XXI” rozpłynęła się w jakichś niemożnościach, a wielka zagrywka z Dutkiewiczem, jako potencjalnym kandydatem na prezydenta kraju spaliła na panewce. W tej perspektywie kandydaci ruchu nie jawili się jako ludzie potrafiący odnieść sukces. Tym bardziej, że Rafał Dutkiewicz, niekwestionowany lider Porozumienia Prezydentów – Obywatele do Senatu, nie jawił się też jako lider potrafiący pociągnąć za sobą tłumy. A ostatecznie nie był też liderem, który razem ze swoimi towarzyszami walczyłby o wygraną, a był wyłącznie protektorem udzielającym błogosławieństwa swoim ludziom. To okazało się niewystarczające. Siłę „rażenia” miało jeszcze we Wrocławiu (jeden, i tylko jeden, z tamtejszych kandydatów ruchu jest jedynym, który otrzyma senatorski mandat), ale nigdzie indziej.

Trzeba jeszcze mieć świadomość, że poza kandydatami tego ruchu, nie budzącymi żadnych wątpliwości, byli też tacy, którzy je wzbudzali. Choćby Tomasz Misiak z Wrocławia, który odszedł był z Platformy Obywatelskiej w aferalnej aurze. Albo Edmund Klich, którego rola w pracach mających na celu wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest nie do końca jasna. Zatem postulat „nowej jakości” w polityce, jakkolwiek by go rozumieć, nie znajdywał w tym świetle podbudowy.

Osobistym wkładem Jerzego Zielińskiego w ideową część kampanii wyborczej było wzbudzanie w tutejszych wyborcach przekonania, że warto mieć w Parlamencie „swojaka”. Pisałem już przy okazji wyborów sejmowych, że nie jest to dla mnie wartość sama w sobie. Ale to na pewno przemawia do ludzi; łatwiej jest oddać głos na ziomka niż obcego. I to z pewnością dało efekt, co potwierdzają wyniki Zielińskiego w miejskich obwodach wyborczych.

Reasumując. Czy zatem można było przewidzieć, że przy tych zaletach i wadach propozycji Jerzego Zielińskiego, jego start w wyborach okaże się fiaskiem? Jeśli wiadome było, że jego przeciwnikiem będzie Jan Michalski, kandydat PO ze Zgorzelca, który jest prezesem KKS „Turów”, to tak. Sekretarz miasta z Bolesławca (wielu ludziom pewnie zdaje się, że to męski odpowiednik sekretarki), startujący z nieopierzonego jeszcze ruchu, który zdawał się być stworzony po to tylko, żeby wprowadzić swoich ludzi do Parlamentu, nie był w stanie go pokonać.

 

Exit mobile version