bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Maryśna bitwa Palikota

„Polityka hucpy” – to nowy styl uprawiania polityki, którym znudzoną publikę epatuje Janusz Palikot. I chyba tylko ta znudzona publika jest w stanie odbierać kolejne grepsy tego człowieka, jako coś, co z polityką ma cokolwiek wspólnego.

Działania Palikota dla mnie osobiście są czymś, co przechodzi koło oczu i uszu zostawiając minimalny ślad w świadomości. Są to bowiem najczęściej treści, które są plewami wśród intelektualnych wytworów ludzkiej aktywności. Obecnie obserwuję jednak hucpę z marihuaną i zdumiewa mnie, że tak wiele osób traktuje w tych sprawach Palikota, jako arbitra tego, jaki wpływ może mieć na człowieka palenie „trawki”. Mało tego, tę „egzystencjalnie” ważną kwestię legalnego wypalenia skręta całkiem poważne zdają się traktować tabuny dziennikarzy, którzy nie odstępują na krok tego żołnierza wolności używek.

Świętej pamięci Marek Kotański był swego czasu autentycznym arbitrem tego wszystkiego, co dotyczyło narkotyków i narkomanii. Jego wiedza na ten temat, jako psychologa, podbudowana była przede wszystkim praktyką. Ten człowiek osobiście stykał się przez szmat swojego życia z ludźmi, których życie przeorane zostało przez dragi. Gdy Kotański jeszcze żył, to jego opinie w tych sprawach były traktowane jak wyrocznie. I jakoś łatwo zapomnieliśmy o tym, co miał do powiedzenia na temat tzw. „miękkich” narkotyków. A uważał właśnie, że nie ma żadnego podziału na „miękkie” i „twarde” narkotyki. To podział, który w głowach czynią sobie ci, którym się wydaje, że potrafią kontrolować używanie przez siebie marihuany. A wielu pensjonariuszy Monaru to byli właśnie tacy ludzie, ludzie którzy zaczynali od trawki, a skończyli w rynsztoku.

Dużo większą ufność budzi we mnie opinia specjalisty i długoletniego praktyka w tych sprawach niż hucpiarskie gesty kogoś, kto wywija pseudo wolnościową ideologią w obronie niezbywalnego prawa każdego człowieka do zapalenia jointa. Tylko uśmiech politowania może budzić działanie człowieka, który stara się dowodzić, że to, co teraz Polakom najbardziej potrzebne to mach peta z marychą. Problem iście egzystencjalny. Szczególnie dla bezrobotnych, ludzi żyjących na granicy biedy i niedożywionych dzieci w szkołach. Partia, którą stworzył miała rys pewnego antyestabilishmentowego buntu w obronie spraw i ludzi, których wykluczają różnego rodzaju elity. Teraz już wiadomo, że chodzi tu o walkę o dobre samopoczucie tych, którym w życiu pozostało już tylko decydować, czy swoją kasę tracić na te, czy inne rozrywki.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nawet gdy brakuje chleba, to nie można zapominać o wolnościach, które zdają się być daleko od podstawowych potrzeb człowieka. Ale bez przesady. Gdzie jest ból niemożności legalnego wypalenia skręta w stosunku do bólu brzucha głodnego dziecka?

Exit mobile version