bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

JOW – „Już Opuszczam Was”, czyli (bez)radni jak dzieci we mgle

No i doczekaliśmy się!

Po ponad 20 letniej historii polskiej demokracji lokalnej, wskutek ustanowienia w 2011 r. Kodeksu Wyborczego,  również w Bolesławcu, przy okazji kolejnych wyborów samorządowych, będą obowiązywać  JOW’y czyli Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. W bolesławieckim Biuletynie Informacji Publicznej zawieszono projekt uchwały (do rozpatrzenia na sesji RM 26 września br.) dot. podziału miasta na okręgi wyborcze, ustalenia ich granic i numerów oraz liczby radnych wybieranych w każdym okręgu.

Do tej pory ordynacja wyborcza (większościowa) obowiązywała wyłącznie w gminach do 20 tys. mieszkańców. Od roku dotyczy wszystkich gmin w tym Bolesławca (za wyjątkiem gmin-miast na prawach powiatu ), a wyżej wspomniany projekt uchwały ma jedynie charakter porządkowy. Nie mniej jednak, mamy w Polsce do czynienia z pewną małą rewolucją, która w sposób znaczący zmieni oblicze, taktykę i filozofię prowadzenia kampanii wyborczej także w naszym mieście.

Do tej pory, w wyborach do Rady Miasta, obowiązywała tzw. ordynacja proporcjonalna, czyli oddając głos na danego kandydata, tak naprawdę głosowaliśmy na listę, z której ów kandydat startował. Przydział mandatów odbywał się w oparciu o zastosowanie metody wymyślonej przez d’Hondta. Takie zasady skutkowały tym, że mandat radnego uzyskiwali ludzie, którzy zdobyli mniej głosów niż kandydaci z innych list. Jak to możliwe? Wyjaśnię na żywym przykładzie:

W minionych (i wcześniejszych) wyborach miasto podzielono na 4 okręgi wyborcze, z których wybierano 21 radnych. W trzech okręgach wybierano po 5 radnych w czwartym 6. Każdy komitet wyborczy mógł zgłosić maksymalnie podwójną, w stosunku do liczby przypadających mandatów, liczbę kandydatów w danym okręgu. Z tego powodu mieliśmy zatem setki chętnych ubiegających się o mandat radnego, a kampanijne słupy ogłoszeniowe przypominały Facebook’a  z nieprzeliczoną ilością twarzy.

Przejdźmy jednak do wyników wyborów ostatnich wyborów samorządowych z 2010 roku i weźmy na tapetę, najciekawszy wg mnie okręg wyborczy nr 3. Najciekawszy, bo właśnie w nim, przy okazji dotychczasowych wyborów, mieliśmy  do czynienia ze sprytną sztuczką Komitetu Wyborczego Piotra Romana, bezwzględnie wykorzystującą niedoskonałość metody podziału mandatów liczonej sposobem d’Hondta.

W ostatnich i wcześniejszych wyborach Piotr Roman ubiegał się zarówno o urząd prezydenta miasta, jak również o mandat radnego. Oczywiście miał takie prawo, bo pozwalała na to ówczesna ordynacja wyborcza. Mieszkańcy okręgu wyborczego nr 3, na który przysługiwało 5 mandatów, oddawali więc na niego swoje głosy zarówno jako na kandydata na radnego jak i kandydata na prezydenta miasta. W swoim okręgu Piotr Roman jako kandydat na radnego uzyskał miażdżący wynik 632 głosów, a z pomocą pozostałych kandydatów z jego Komitetu udało się uzbierać na listę aż 1254 głosy. Inne komitety musiały zadowolić się:

SLD – 456,

PSL – 67,

PO – 824,

PiS – 389,

Komitet Bogusława Nowaka – 342,

Ziemia Bolesławiecka – 363,

Porozumienie Społeczne – 86

W związku z tym, podział mandatów przeliczany metodą d’Hondta z tego okręgu wyborczego przedstawiał się następująco:

– Komitet Wyborczy Piotra Romana – 3,

– SLD – 1,

– PO – 1.

Wniosek więc prosty: Kandydowanie na radnego z listy, z której startował Piotr Roman dawało duże prawdopodobieństwo zdobycia mandatu. Piotr Roman o tym wiedział i chcąc mieć w nowej Radzie przede wszystkim Józefa Pokładka, dla którego poparcie mieszkańców nie było rewelacyjne (120 głosów), wystartował z tego okręgu i „nabił” głosów na listę. Jak wiemy, pan Roman wygrał także wybory prezydenckie, a że oczywiście nie można łączyć funkcji radnego z urzędem prezydenta, zrezygnował przytomnie z objęcia mandatu radnego, zostawiając „w spadku” swoim koleżankom i kolegom z listy swoje 632 głosy. Największą, po Piotrze Romanie liczbę głosów z jego listy otrzymali: Renata Fredyk – 125 głosów, Józef Pokładek – 120 głosów oraz Eugeniusz Jabłoński – 99 (niezwykle zasłużony działacz (sekretarz) Stowarzyszenia Forum Samorządowe Ziemi Bolesławieckiej), któremu, chyba od zawsze szefuje, obecny prezydent.

Piotr Roman oczywiście nie objął mandatu radnego zatem vacat po nim zajął kandydat Eugeniusz Jabłoński (99 głosów). Można zatem stwierdzić, że gdyby nie start Piotra Romana z owej listy do Rady w żaden sposób nie weszliby Józef Pokładek i Eugeniusz Jabłoński.  Jest zatem za co dziękować prezydentowi. Niedoskonałość nieobwiązującej już ordynacji proporcjonalnej przejawia się przede wszystkim w tym, że kandydaci z innych list i większym poparciem społecznym nie uzyskali mandatu. Na przykład: Cezariusz Rudyk – 137 głosów, Przemysław Korczak – 159, Krystyna Juszkiewicz – 187, Dominik Zimirski – 160,  Piotr Klasa – 169, Paweł Dul – 133, Ewa Ołenicz-Bernacka – 208, Marcin Kołodziej – 147, Danuta Maślicka – 123, Hubert Prabucki – 172, Janina Majewska – 130).

Nowa, jednomandatowa ordynacja położy kres podobnym kombinacjom. Miasto zostanie podzielone nie na 4, a 21 okręgów wyborczych (tyle, ile mamy przydzielonych ustawowo mandatów w Radzie Miasta). Każdy komitet wyborczy będzie mógł zgłosić wyłącznie jednego kandydata do jednego z 21 małych okręgów. Nie będzie zatem niezliczonej ilości kandydatów, a co najwyżej po 21 z każdego komitetu w skali całego miasta.

Nowe regulacje wydają się być korzystne dla rozwoju demokracji lokalnej. Pozwolą zapewne sprawować mandat osobom, które mają najwyższe poparcie wśród mieszkańców miasta, a sami kandydaci będą przez komitety wyborcze dobierani staranniej. Do tej pory, przy ordynacji proporcjonalnej nie było to wcale tak oczywiste. Nowe zasady wybierania mogą zupełnie zmienić układ sił rządzących w Bolesławcu. Mogą też, paradoksalnie, obecny układ… utrwalić. Mimo wszystko, należy cieszyć się z takich zmian w ordynacji, bo wreszcie zaczniemy wybierać  ludzi, a nie komitety, partie czy ugrupowania.

Życzę zatem dobrych wyborów.

 

Foto. papilot.pl

Exit mobile version