bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Pod Mocnym Aniołem

Początkowo szaro-brudna wizja Polski według Smarzowskiego mogła uchodzić za wizjonerstwo i bezkompromisową propozycję przedstawiania naszego kraju w kinie. Dziś jednak, po obejrzeniu Pod Mocnym Aniołem, piątego filmu kinowego pana Wojciecha, rodzi się we mnie najszczersze współczucie dla niego, musi bowiem widzieć polską rzeczywistość w sposób iście monochromatyczny. W jego wizji kina nadal brakuje jakiegokolwiek pozytywnego akcentu, światełka w tunelu, które sugerowałoby, że ten kraj nie jest wyłącznie rynsztokiem pełnym gówna.

Być może Pilcha nie dało się zekranizować inaczej, być może jestem niesprawiedliwy i nieobiektywny, bo należę do tej wąskiej grupy ignorantów, którzy Pilcha najzwyczajniej w świecie nie lubią – ściślej, nie lubią jego literatury. A w najnowszym dziele Smarzowskiego autor ten obecny jest w sposób najgorszy z możliwych – w wydumanych frazach, dialogach wyjętych jakby z XIX-wiecznej powieści, w ultranarcystycznych wyznaniach bohatera. Przy całym braku sympatii dla zdobywcy Nagrody Nike byłbym rażąco niesprawiedliwy, nie zauważając w jego tekstach sporej dawki bardzo specyficznego poczucia humoru. Tylko ono pozwalało mi przebrnąć przez jego twórczość, a tylko jego właśnie w kinowym Pod Mocnym Aniołem zabrakło.

Pilcha znam głównie z opowiadań, ekranizowanej książki nie przeczytałem, dlatego zwalnia mnie to z konieczności rozstrzygania kinowo-literackiego pojedynku na korzyść którejkolwiek ze stron. Mogę natomiast oceniać obraz Smarzowskiego w kategoriach dzieła filmowego i zmuszony jestem – niestety, bo twórczość tego reżysera dotychczas ceniłem – wystawić notę co najwyżej dostateczną. Nie może być jednak inaczej, jeśli twórca z takim potencjałem oferuje widzom efektowną wydmuszkę, będącą konglomeratem pijackich odlotów i niczym więcej. Nie ma tu żadnej fabuły i, choć to akurat cecha wspólna z pierwowzorem literackim, brak ten doskwiera widzowi szczególnie. Pozbawiony chronologii strumień (nie)świadomości Jerzego zaczyna bowiem męczyć już po kilkunastu minutach, gdy uświadamiamy sobie, że poza wizualnym efekciarstwem nic więcej Smarzowski nie ma nam do zaproponowania.

Bo trzeba przyznać, że reżyser z celebrą traktuje warstwę formalną Pod Mocnym Aniołem, chcąc przekonać nas do własnej wizji tytułowego baru (paradoksalnie niemal zupełnie wyzbytego cech szczególnych), izby wytrzeźwień, ośrodka odwykowego czy wreszcie mieszkania Jerzego. Nie ulega wątpliwości, że spośród pojęć z obrębu sztuki filmowej to montaż atrakcji jest ulubieńcem Wojtka, jak uparcie chce być nazywany – raz po raz bowiem stosuje efektowne przebitki, zestawia sypialnię bohatera ze scenami z odwyku, by za chwilę za pomocą snorricamu dokumentować jedną z pijackich eskapad Jerzego. A wszystko oczywiście przeplatane jest ujęciami z kamer przemysłowych, zdradzającymi sentyment reżysera do twórczości Michaela Hanekego. Smarzowski stosuje je z uporem godnym lepszej sprawy, a my zadajemy sobie pytanie – po co?

Być może – jak wspominałem wcześniej – inaczej zaadaptować Pilcha po prostu się nie dało. Może jest to tekst tak chaotyczny i aliteracki, że Pod Mocnym Aniołem musi tak wyglądać na ekranie. Musi odstręczać scenami pobudki we własnych wymiotach i fekaliach, delirycznych napadów, żenujących wybryków bohaterów będących na bani. Czyżby? A może to początki megalomanii Smarzowskiego, który nie był zdolny do rzetelnej oceny filmowego potencjału tekstu Pilcha? Może liczył, że doskonałe kreacje wszystkich aktorów, spośród których trudno wyróżnić jednego, wystarczą, by zachwycić widownię? Bez względu na to, co go wówczas motywowało, Wojtek będzie musiał wykazać więcej pokory w pracy nad kolejnym filmem.

Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).

Exit mobile version