bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Pan sobie przeczyta

Wczoraj wieczorem wybraliśmy się w kilkuosobowej grupie na spacer po mieście. Zobowiązałem sie, że przeprowadzę  goszczących u nas gości przez meandry historii miasta, opowiem o co znamienitszych bunzlauerach, ich dokonaniach, domach i grobach, goszczących w mieście królach, kajzerach i carach, historii miejskich budowli i ich budowniczych, ich burzycieli i odnowicieli, opowiem…

Wszystko było piękne, wieczorny podświetlany entourage w jakim spowite było bolesławieckie stare miasto w dwójnasób potęgował urok miasta.
Goście byli pod wrażeniem!

Była już blisko 22, gdy kończąc spacer czekaliśmy tylko jakiegoś przykawiarnianego ogródka, przeszliśmy jeszcze przez były Klosterplatz, gdzie na koniec chciałem pokazać, przynajmniej z daleka, pozostałości po byłym klasztorze dominikanów, teatr miejski i obecny gmach sądu rejonowego – ówczesne męskie gimnazjum, gdy jakiś diabeł mnie podkusił, aby jeszcze raz zbliżyć się do linii murów miejskich i pokazać i opowiedzieć zagranicznym plenerowiczom o świeżo co wyremontowanym przez Prezydenta „basenie miejskim”, ba, zasugerowałem nawet, że wielką frajdą będzie jutrzejsze skorzystanie z oferty, która może być wspaniałym ukojeniem trudów całodziennego „stania nad sztalugą”.

Stuletni gmach, przez okna którego spływało zielono-niebieskawe światło ledowej iluminacji i… moje tam opowieści o nieco brutalnej koncepcji przebudowy hali, ale i, o mimo wszystko zachowanych w jej wnętrzu, reliefach bolesławiecko-monachijskiej artystki J. Bary- Doussin, kusiły przymusem zajrzeniem do środka.

Weszliśmy, ja też pierwszy raz, obaw żadnych, lekkie opory osobiste, ale spa – nówka, wszystko jeszcze na najwyższym poziomie, pełnia sezonu turystycznego, letnicy z wszelkich zakątków Polski i świata przewalają się przez miasto, dział promocji miasta pracuje na najwyzszych obrotach, BOK i Pani Lijewska robią wszystko, aby Bolesławiec przynajmniej w sierpniu stał się centrum Polski, MOSiR zwarty i gotowy, miejscy pracownicy jak jeden mąż -plecy wyprostowane, uśmiechy na twarzach, pośladki ściągnięte…

Basenowe lobby, czysto, skromnie, bramki do wejścia jak do czeluści kolejki miejskiej wszędzie tam, gdzie mają metro, i żadnej zapowiedzi, żadnego wizualnego uchylenia rąbka tajemnicy tego, co czeka nas, każdego z nas, po przekroczenia skanera… żadnej fotki na ścianie prezentującej obraz basenowej hali, tak obecnej, jak i tej sprzed 100 lat (czegoś podobnego do fotografii zawieszonych na ścianach we wnętrzach restauracji Starówka). Wszystko jest tajemnicą, która rozwieje się z momentem
przekroczenia „undergroundowych bramek”.

Zapytałem, bo ja byłem od mówienia w języku Reja, sympatycznie wyglądającego młodego Pana, który w ten poniedziałek 10 sierpnia blisko godziny 22 pracował za kontuarem lobby, czy można w jakiś sposób rzucić okiem na wnętrze basenu, bo przyszedłem z grupą zagranicznych artystów plastyków, którzy będąc pod wrażeniem mych opowieści, nie mogą się oprzeć pokusie zajrzenia.

Pan z uśmiechem na twarzy odpowiedział, że niestety o tej porze jest to niemożliwe, że jest mokro, że… jest to NIEMOŻLIWE.
Ok, zapytałem – czy mógłbym dostać jakąś broszurę w języku angielskim traktującą o bolesławieckim spa? I tu jak w Kabarecie Tey, w skeczu „Z tyłu sklepu”
– Nie ma!
– A może jakąś broszurkę po niemiecku?
– Nie ma!
– A po polsku?
– Nie ma!
Ja ch**lę, „traktor nie jest zepsuty – trzy koła są dobre!”
– A mógłby Pan powiedzieć mi w jakich godzinach bolesławieckie spa jest otwarte?
– Na drzwiach jest napisane, Pan sobie przeczyta!

Zatkało mnie! szczyt arogancji, szczyt chamstwa – ja pytam człowieka, który bierze pieniądze za służenie klientom, jego zadaniem jest, z uśmiechem na twarzy i wymuszoną uniżonością, odpowiadać na każde pytanie klienta, a On odsyła mnie, abym na zewnętrznej stronie drzwi wejściowych przeczytał sobie sam, bo On… ma taki kaprys i nie chce się mu gęby otworzyć?!

Zapytałem Go jak się nazywa, w końcu pracuje w instytucji publicznej w tzw. front office, a nie miał żadnego identyfikatora
-Nie pański interes! Odpowiedział.

Kątem oka zauważyłem, że zagraniczni plenerowicze, co prawda nie rozumiejąc naszej rozmowy, wyczuli iż sytuacja robi się gęsta, powolutku opuścili lobby i czekali na efekt mych pertraktacji na zewnątrz.

Dołączyła do nas jeszcze jedna Pani, pracownica spa… przedstawiła się, przeprosiła za owego Pana, za sytuację. Ja powiedziałem, że sprawy nie odpuszczę, bo z takim stopniem arogancji i chamstwa od dawna już się nigdzie nie spotkałem, powiedziałem, że jutro pójdę na skargę do Sekretarza Miasta Pana Zielińskiego, bo raz, że skandaliczne i niedopuszczalne zachowanie pracownika bolesławieckiej instytucji, a dwa, że wstyd na pół Europy… a jutro Święto Ceramiki i… herzlich willkommen, bienvenue, welcome…

Miałem pójść do Pana Zielińskiego, ale po namyśle… po co? Czyż Ów młody człowiek w bolesławieckim spa nie zachował się dokładnie tak, jak nauczył się obserwując ojców miasta? Czyż nie uznał, że chamstwo ( i to nie na prywatny uzytek, ale służbowe chamstwo, za pieniądze samorządowe) jest normą, czyż nie wziął przykładu z niegdysiejszych zachowń Pana Sekretarza czy Prezydenta Miasta?

Wszystko ładnie było – miasto piękne, ale niesmak pozostał!

 

Foto: termyboleslawiec.pl

Exit mobile version