bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

… numer Łasicy

Tydzień temu pan Tadeusz Łasica zamieścił na portalu swój kolejny artykuł *** przybliżający historie zapomniane, upchane gdzieś w zakamarkach powszechnej niewiedzy. Tym razem zajął się tematem nazewnictwa ulic i numeracji budynków.

I pięknie, i chwała za trud przypominania o rzeczach zapomnianych, albo dla niektórych zupełnie nieznanych, choć to piękno treści trochę przyblakło z racji zamieszczonych nieścisłości.

Sprawę, temat, który zasługuje na wielki i bogaty artykuł, potraktował trochę po macoszemu, ale co mu tam – jego prawo, ale, że podał parę nieprawdziwych informacji, o, to, to już wymagało sprostowania.

Właściwie, to nie było moim zamiarem pisanie artykułu o bunzlauerskich numeracjach, i nie jest, artykuł taki mógłby napisać mój brat – autor panoramy plastycznej Bunzlau z 1805 roku, makiety, która raz jeden była prezentowana w miejskim muzeum i której miasto więcej widzieć nie chce (?), bo chyba nie ma w najbliższej i dalszej okolicy drugiej osoby, która sprawę tę zgłębiłaby dogłębniej, toteż chciałem ograniczyć się jedynie do komentarza pod tekstem, ale… tam ni kak nie można zaserwować zdjęć, które sprawę by rozjaśniały. Ograniczę się… z głowy, bez szukania w źródłach, bez sprawdzania w księgach adresowych, katastrach i księgach wieczystych, a jedynie w oparciu o rozmowę z bratem, do napisania postu – komentarza do artykułu, postu i niczego więcej.

Pan Łasica pisze Z nazwami ulic wiąże się oczywiście i numeracja budynków, a ta kiedyś wcale nie była tak przejrzysta, jak dziś. System, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, został wprowadzony dopiero w 1870 roku. Do tego czasu w całym mieście funkcjonowała numeracja zaczynająca się przy dzisiejszej ulicy Kościelnej, biegnąca dalej ulicami Zacisze, Szopena, Kutuzowa, 1 Maja, Karpecką, Prusa, AK, Daszyńskiego, Mickiewicza, Sierpnia 80. Pierzeje rynkowe podłączono do wymienionych ulic w dość chaotyczny sposób, co doskonale można zaobserwować na planie z 1773 roku.”,  i tu się głęboko myli!

Otóż ta numeracja, która przedstawiona jest na planie z września 1773 roku jest uporządkowana i wręcz genialna w sposobie przeprowadzenia. Zresztą Niemcom trudno znaleźć coś, co nie byłoby logiczne, proste i racjonalne, u nich nawet gramatyka ich języka ojczystego, w przeciwieństwie do języka polskiego jest logiczna jak matematyka.

Po pierwsze, odnoszę wrażenie, i obawiam się, że dla osób nie mających żadnej wiedzy ad rem, pan Łasica niepotrzebnie miesza dwa systemy numeracji. Otóż ten wprowadzony przez Prusaków w 1870 roku był systemem tzw. policyjnym, który każdej ulicy określonej z nazwy przypisywał odrębną numerację, natomiast ten o którym pisze, wprowadzony przez Austriaków w XVIII wieku był jedynie numeracją posesji, czymś co później można by nazwać systemem katastralnym, a który później stał się bazą, podstawą do wprowadzenia ewidencji nieruchomości zapisanych w księgach wieczystych. Tutaj trzeba pamiętać, że ta „chaotyczna” numeracja jest numeracją posesji, a nie budynków, na których to mogło się znajdować więcej niż jeden budynek.

Pan Łasica pisze „Ewald Wernicke opisując Bolesławiec ustalił liczbę posesji miejskich w 1578 roku na 250 w obrębie murów i 148 poza murami. Do roku 1589 łączna ich liczba wzrosła do 432 domów.”. I dobrze i źle – posesja to nie jest, jak powyżej napisałem, tożsame z budynkiem, a ktoś czytając pana, mógłby wyciągnąć wniosek, że w obrębie murów było 250 domów. Bzdura!

Secundo, proszę zwrócić uwagę, że na owym planie z 1773 roku nie wszystkie budynki – posesje na których się znajdują, mają przypisany numer – numeru nie mają kościoły, ratusz, więzienie, zabudowania klasztorne… a i są oddzielne posesje, na których znajdują się po dwa i więcej budynków np posesja nr 142 – dwa budynki, a która to w średniowieczu stanowiła jedną wspólną posesję wraz z posesją 141 ( obecnie budynek z arkadami róg Rynek i Prusa).

Ten bolesławiecki model ewidencji został wprowadzony przez Austriaków, bo taki administracyjny system szeregowania posesji powszechnie zaczęto wprowadzać na Śląsku właśnie w XVIII wieku, a dodatkowo o habsburgości tego porządku może świadczyć pewien nieprzypadkowy z pewnością szczegół, proszę zwrócić uwagę, że bieg numerów zaczął się od kościoła katolickiego – od budynku parafialnego przy ul. Kościelnej, któremu nadano niejako numer 0 (kolejna kamieniczka też bez numeru – może przyparafialny… lupanar?). Wątpliwym by było, aby takie wyróżnienie kościoła katolickiego miało miejsce w innych czasach, niż czasy ówczesnej dobrej zmiany, kiedy Austriacy mocno już dokręcili kontrreformacyjną śrubę.

Tak, jak to i teraz bywa (wyodrębnienie z księgi wieczystej odrębnej własności dzisiaj), zdarzało się, że z jednej posesji określonej pierwotnym numerem wyodrębniano niezależną posesję i nadawano jej odrębny numer. Stało się tak np w przypadku posesji Appunów w Rynku. Pierwotnie była ona znacznie większa od innych (co często miało miejsce w przypadku posesji skrajnych) i posiadała numer 182, z czasem, co widać na mapie katastralnej z 1908 roku, z tej posesji wyodrębnioną nową własność ( obecny budynek z biurem notarialnym przy Daszyńskiego) i nadano jej nowy numer 437.

Właściwie, to należy zauważyć, że ta numeracja w większej mierze odnosi się do rozróżnienia i uszeregowania odrębnych własności mieszczańskich, niźli do usystematyzowania i uszeregowania podziałów geodezyjnych. I tak na przykład – w latach czterdziestych XIX wieku Engelhardt Gansel wzniósł był dla siebie dom przy ul. Zgorzeleckiej 19, i tu ciekawostka – na planie katastralnym Bunzlau z 1908 -1909 roku willa ta, posesja ta otrzymała numer 29. Czyli niski numer, taki „wewnątrzmurowy”, numer który jest tożsamym z numerem posesji przy ul. Zacisze. O czym to świadczy? Otóż wynika z tego przykładu, że „dopisano tę posesję do tej samej księgi wieczystej ”, że któryś z Ganselów był wcześniej już posiadaczem posesji przy ul. Zacisze. Podobnie z własnością posesji przy obecnej ul. Chopina, na której stał wspomniany przez pana Łasicę areszt. W pierwotnym austriackim porządku numerycznym posesja ta, tak, jak wcześniej wspominałem o kościołach, klasztorze nie posiadała nadanego numeru, ale na planie katastralnym (1908) otrzymała numer 81, który niejako zaburza ciągłość numeracji przy tej ulicy, ale świadczy, że w posiadanie tej posesji wszedł ktoś, kto posiadał nieruchomość i księgę wieczystą dla niej o numerze 81, która znajdowała się przy obecnej ulicy 1 maja.

Dygresją ad rem i ciekawostką może być, że w czasach pruskich całemu cmentarzowi przy ul. Garncarskiej przypisano wspólny numer posesji w Rynku o numerze 246 (kamieniczka obok Starówki). Dlaczego? Nie znaju, może główny grabarz był właścicielem rynkowej kamieniczki…

Ktoś nadal może trwać w napięciu, gdzie ta logika i genialność austriackiej administracji – otóż, jeżeli połączyć linią wszystkie następujące po sobie numeracje posesji, to okaże się, że powstaje linia ciągła, krzywa, która w żadnym miejscu się wzajemnie nie przecina… aż nasuwa się myśl, że bolesławiecki porządek jest ukłonem i prztyczkiem dla Eulera i jego odpowiedzi na królewieckie zagadnienie.

linia koloru czerwonego – ciąg numeracyjny posesji w obrębie murów miejskich linia koloru fioletowego – ciąg numeracyjny posesji poza murami miejskimi

 Pozostałe posesje, które znajdują się poza murami miejskimi też były numerowane „wężowo”, tzn jako ciąg następujących po sobie kolejnych numerów posesji. Dopiero znacznie później, i bóg raczy wiedzieć kiedy, numery posesjom zaczęto nadawać w kolejności ich rejestracji – nadania, co prowadziło do tego, że przykładowo – budynek z winiety artykułu pana Łasicy Piaskowa 18 ma wysoki numer 409. I tu też dygresja, najprawdopodobniej posesja ta została wyodrębniona z wcześniej istniejącej, i druga dygresja – może zachodzić prawdopodobieństwo, że podczas ostatniego remontu tego przybytku urody, podczas piaskowania portalu, źle odczytano numer i błędnie „przywrócono” numer 409… na mapie katastralnej z 1908 roku posesja ta ma numer 408.

Następna sprawa, pan Łasica publikuje zdjęcia starych portali, zworników z zachowanymi starymi austriackimi numerami, ba, autor nawet expressis verbis stwierdza, że Do dnia dzisiejszego, po wyburzeniach powojennych, ocalały zaledwie trzy portale z dobrze widoczną dawną numeracją.” . I tu się myli. Jest jeszcze czwarta kamienica z zachowanym doskonale numerem – jest to dzisiejszy adres Zgorzelecka 31.  

Kamienica przy Zgorzeleckiej 31 nie dość, że posiada stary administracyjny numer 349 i monogram właściciela nad wejściem, to posiada jeszcze coś, o czym zdaje się nie wiedzieć nawet pani dyrektor muzeum miejskiego pani Bober–Tubaj.  

Otóż w podwórku tej kamienicy znajduje się drugie wejście okolone starym XVIII wiecznym portalikiem, w zworniku którego znajduje się jedyny, oryginalny herb bolesławieckiej gildii garncarzy, z  napisem Anno i datą 1739.  Portal zbyt kunsztowny aby dekorował wejście do budynku od strony podwórka, najprawdopodobniej przeniesiony z innego sąsiedniego, a nieistniejącego już budynku – może z tego w którym znajdował się czwarty, niezlokalizowany warsztat garncarski w dawnym Bolesławcu? Pani Tubaj wie jak herb wygląda, nie raz w swych książkach o nim wspominała i go opisywała, ale chyba nie wie, że taki drogocenny dla historii Miasta Ceramiki artefakt istnieje.

Chyba nie wie, bo jego stan raczej świadczy, że został przez muzealników i władze miasta zapomniany, albo raczej nigdy o nim nie wiedzieli. Obawiam się, że teraz, gdy to ujawniłem, a pani Tubaj nie otoczy go opieką, to… ktoś inny się nim zaopiekuje.  

Na koniec dygresja ogólna ad przypadek szczególny świadczący o wiecznie żywej arogancji, i ignorancji władz miasta – gdy usłyszałem, że na pytanie zadane podczas sesji miejskiej rady przez radnego Ździcha Abramowicza o „zniknięty” monument kozaków z Kruszyna, w odpowiedzi pan Łomotowski oświadczył, że… to na wyłączne życzenie Federacji Rosyjskiej etc… to skarpetki mi spadły i zapytałem sam siebie, czy pan Łomotowski wziął biednego Ździcha za idiotę i wszystkich innych, którzy to słyszeli również? i dopytałem się retorycznie – komu ten pomnik przeszkadzał, kto był zainteresowany tą z kolei podmiejską posesją… a może kto wziął za to w łapę?

moja prywatna opinia jest moją prywatną opinią pozaprocesową i zgodnie z postanowieniem Sądu Najwyższego z dnia 4 stycznia 2005 roku (V KK 388/04) nie jest opinią w rozumieniu art. 193 k.p.k. w zw. z art. 200 § 1 k.p.k., i nie może stanowić dowodu w sprawie

 

Exit mobile version