bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Wcale nie taki łatwy kawałek chleba

Kolejny ksiądz, kolejna ofiara. Wzbudza obrzydzenie, protest, rewolucje …. a ja odwracam się od sądów i widzę ofiarę. Dziecko. Dziecko z mojej perspektywy to ten co ma trzy lata albo trzynaście a nawet i szesnaście lub osiemnaście. Niestety nie tylko księża popełniają przestępstwa molestowania, zaniedbania, uwodzenia… ale o tym się pisze w Polsce bo wywoła to oburzenie, bo przecież jak to ksiądz itd… ale nie o księżach i ich występkach chciałam dzisiaj prawić.

Październik 2007. Stałam się dumnym posiadaczem dyplomu magistra rewalidacji osób chorych. Kierunek nie z wyboru, tylko z konieczności. Okazało się, że dziennikarstwo nie było dla mnie, słaba dykcja i zbyt duże zainteresowanie kierunkiem spowodowały falstart. Pedagogika? Ok – niech będzie. Zobaczymy gdzie życie mnie zaprowadzi.

Styczeń 2008. Po cichu i w ukryciu przed resztą rodziny kupiłam bilet w jedną stronę do Anglii. Tam jest on i jakoś nam razem będzie, byleby razem. Trzy dni przed wyjazdem oznajmiłam rodzinie, że wyjeżdżam. Szok, nie chcieli, płakali. Moim jedynym argumentem było to, że przez pięć miesięcy nie znalazłam pracy w Polsce nawet z magistrem w kieszeni. Pojechałam. Kierunek Londyn a potem Peterborough. Nie wiedziałam gdzie jadę, jak życie tam wygląda. Bałam się, ale otuchy dodał mi fakt, że będziemy razem, że nikt nie będzie osądzał i że w końcu będę mogła być dorosła. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jaka byłam naiwna.

Luty 2008 pierwsza dorywcza praca jako sprzątaczka, później ogrodnik, i pakowacz. I tak z dnia na nadzień. Własny dochód dał poczucie swobody. Wycieczki, zakupy… m.in. pierwszy Nikon D40. Mgr w kieszeni przypominał o sobie uporczywym zawyżonym poczuciem własnej wartości. Wierzyłam, że jestem stworzona do czegoś więcej, a nie tylko do tygodniówek, pracy i odpoczynku w weekendy.

Kwiecień 2008 zapowiadał zmiany. Nowa praca z osobami niepełnosprawnymi wymagała wyprowadzki. Cambridgeshire zostało zamienione na Hamsphire. Kolejna niewiadoma. Zostałam tam już do końca – 2017 moich dni w wielkiej Brytanii, okazjonalnie zmieniając miejsce zamieszkania. Tam też poznałam mojego męża.

Po czterech latach wspaniałej ale ciężkiej pracy z niepełnosprawnymi poszukiwałam zmiany. Chęć zrobienia kariery i spełnienia się była większa od codziennego zadowolenia. Aby dotrzeć tam gdzie chciałam, droga wymagała poświęcenia. Wylądowałam w domu starców. Posada była państwowa, więc byłam na dobrym tropie. Wytrzymałam tam 6 miesięcy i wciąż się pięłam.
Dom dziecka. Lepsza płaca i lokalizacja. Droga do pracy rowerem wiodła przez 13km pięknego angielskiego wybrzeża. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jakie te 13 kilometrów (a w sumie 26) będzie miało znaczenie dla reszty mojego życia, dla mojego zdrowia psychicznego i wewnętrznego balansu.

Dom dziecka. Sześcioro dzieci w wieku 12 – 16lat. Młodzi, dobrze wyglądający młodzi ludzie. Niczym różniący się od swoich rówieśników. Firmowe buty i bluzy z wielkim logo na klatce piersiowej.
Z zewnątrz wszystko wygląda normalnie. Natomiast wewnątrz to wraki ludzi, bez aspiracji, wiary w siebie, często z problemami psychicznymi, zaburzeniami osobowości. Wytwory zdolności rodzicielskich i wyobraźni swoich matek i ojców, ich konkubin, partnerów, znajomych. Ludzie zawiedzeni przez swoich rodzicieli, odrzuceni. Żadne z nich nie było sierotą, żadne nie pochodziło z ubogich rodzin. Ich rodzeństwo mieszkało wciąż z rodzicami lub zostało oddane do adopcji w niemowlęcym wieku.
To uczucie, gdy jest się jedynym, który stwarza problemy, który nie słucha, który tyle przeżył właśnie przez rodziców, że nie był w stanie poukładać sobie życia, który odchodził w świat samookaleczeń, narkotyków, przestępstw, sprzedawania się za alkohol lub za papierosa, aby poradzić sobie lub zabić myśli tłoczące się w głowie.

Żyłam ich życiem i ich problemami. Byłam ich nauczycielką, wychowawcą, psychologiem i terapeutą. Oni nie wiedzieli jak ufać, bo tylu dorosłych ich zawiodło, i wierzyli że byłam jedną z tych, która i tak nic nie zdziała. Na porządku dziennym słyszałam wyzwiska, ucieczki, zniszczenia… policja, pracownicy socjalni i tak na okrągło. Moja zmiana zaczynała się o 14 i miała kończyć o 22, jednak bardzo często trwała do 4 czy 5 rano, a od 7 kolejna zmiana do 14.

Nie poddałam się, bo potrafiłam odsunąć na bok moje własne odczucia. Nie oceniałam, nawet rodziców. Nawet gdy przyszedł chłopiec wykorzystywany seksualnie przez swojego ojca, który często kazał mu się przebierać za dziewczynę… działo się to dobre 4 lata zanim ktokolwiek zauważył, że coś jest nie tak.
Byłam uderzona, popchnięta i opluta przez dziewczynę, która nie raz próbowała odebrać sobie życie. Wierzyła, że jest potworem i nikt jej nie chce. Z czasem zrozumiała, że potworem jest jej ojczym, który wykorzystywał i bił jej matkę na jej oczach, a ona nie wiedziała jak pomóc – działo się to, kiedy ona miała 3lata i tak przez kolejne 4. Utalentowana i bardzo uczuciowa młoda kobieta już, pozwoliła sobie w końcu pomóc i zaufać.
Lekkoatletka ze schizofrenią, którą zafundował jej ojciec. Wolał jej bliźniaczkę, dlatego emocjonalnie znęcał się nad nią doprowadzając do rozdwojenia jaźni. Matka często zastraszana. Wspaniała młoda kobieta, która dzięki mnie nauczyła się żyć na nowo i akceptować siebie.

Spędziłam tam ponad 4 lata.
4 lata które zdecydowały o tym, że czas odejść i dać sobie wytchnienie. Zainwestować w swoją rekonwalescencję. Codziennym zabiegiem był dojazd i powrót z pracy. 26km przemyśleń, oddechu i powrotu do mojego życia.

Emigracja wcale nie jest łatwa. Nie wiadomo co nas czeka. Oczywiście sami podejmujemy wybory i one kreują naszą drogę. Emigracja to nie tylko pieniądze, wycieczki, wyprzedaże.
Emigracja to przede wszystkim ciężka praca, podczas której człowiek poznaje siebie na nowo. Odkrywa własne słabości i moce.
Nigdy nie zmieniłabym swojej decyzji, wiedząc to, czego nie wiedziałam. Jestem z siebie dumna.

Exit mobile version