sty 3, 2021
4518 Wyświetleń
4 2

Bolesławiecki Sylwester 2020.

Napisany przez

Sylwester 2020 był taki, jak cały ten rok – absurdalny. Zakaz przemieszczania się nie będący zakazem, a tylko apelem, który jednak był zakazem, godzina policyjna nie będąca godziną policyjną, nielegalne fajerwerki, mały pożar pod kościołem, no i Nowy Rok, który na dziś jeszcze zupełnie nic nie zmienia w walce z pandemią – tak kończyliśmy 2020 rok w Bolesławcu. I w całej Polsce. Na ulicach było sporo policji – ale raczej nie tam, gdzie grupowali się ludzie. Jak wyglądał bolesławiecki sylwester czasów zarazy w dzień, a jak w nocy? Czy ludzie tłumnie grupowali się na ulicach ? Czy godzina policyjna była tak straszna, jak ją mogli malować ? Dowiecie się wszystkiego z poniższego reportażu – zapraszam do lektury !

Ulica Prusa 4 godziny przed „godziną policyjną”.

Wkrótce przed nastaniem nocy Bolesławiec przybrał dwa oblicza, zapowiadające dalszy rozwój wypadków. Z jednej strony na ulicach było już stosunkowo pusto, jednak nie aż tak, jak w czasie marcowej kwarantanny. Było bardzo spokojnie, a brak deszczowych chmur na niebie i świecące słońce zachęcały do dłuższego spaceru. Im bliżej zachodu słońca, tym częściej dało się tylko słyszeć pojedyncze detonacje, wzniecane przez anonimowych miłośników rzucania petard za dnia. Ten spokój to jednak były tylko pozory. Na ulicach rzeczywiście było spokojnie, ale na pewno tego spokoju nie było widać w sklepach, gdzie sytuacja wyglądała już zupełnie inaczej. Nasze lokalne świątynie handlu i konsumpcjonizmu przeżywały prawdziwe oblężenie, a w Carrefourze znów zapanowały pustki na półkach – tym razem zamiast makaronu i papieru toaletowego bolesławianie wykupili wszystkie… chipsy.

Śmieci na cmentarzu przy Ptasiej.

Spacer po osiedlu Kwiatowym niestety wykazał, że jedna rzecz w czasie pandemii nie uległa zmianie – brak szacunku niektórych z nas do starych cmentarzy. Na ulicy Ptasiej znajduje się jeden z nich, od lat poważnie zniszczony, zarośnięty i raczej zapomniany. Gdy będzie to możliwe, chciałbym zorganizować większą akcję jego sprzątania, zwłaszcza po tym, co zobaczyłem w sylwestrowe popołudnie. Cmentarz był wyjątkowo zaśmiecony, a pod jednym z drzew znalazło się nawet… opakowanie po rajstopach. Szybko okazało się, że to nie wszystko, bo firma Han, której logo znalazło się na opakowaniu, specjalizuje się w produkcji kobiecej bielizny erotycznej. Nie chcę domniemywać, skąd to opakowanie wzięło się na cmentarzu i dlaczego zostało tam otwarte, ale nie sądzę, aby cmentarz był odpowiednim miejscem na chwalenie się jakimiś seksownymi rajstopami. Szacunek do zmarłych, zabytków i historii jest zdecydowanie czymś, nad czym trzeba lepiej popracować w szkołach. I nie tylko.

Bazylika na początku „godziny policyjnej”.

Godzina 19, w myśl rządowego rozporządzenia (czy zgodnego z prawem, czy nie) zaczynająca godzinę policyjną, zastała mnie w Bazylice na końcówce Mszy Świętej. Na nabożeństwie zebrało się około 50 osób, mieszcząc się jeszcze w narzuconych limitach. Przebywając w tych historycznych murach, można było się po części dowiedzieć, jak czuli się uczestnicy Mszy Świętych w trakcie godzin policyjnych z dawnych lat. Po części, bo mimo wszystko lepsza jest godzina policyjna czasów koronnej pandemii, niż godzina policyjna z czasów jaruzelskiej wrony i stanu wojennego. Zastanawiałem się momentami, jak to będzie, jeśli zostanę zaczepiony w drodze powrotnej do domu przez patrol policji – i zapewne jako niejedyny w kościele miałem takiego typu myśli. Jeśli chodzi o myśli, to myślę też, że można było przesunąć wyjątkowo godzinę odprawienia Mszy tak, aby skończyła się przed godziną policyjną, a nie tuż po niej.

2020 rok na jednym zdjęciu.

Zmienić godzinę Mszy można było, ale już nie to, co działo się przez cały rok, który tamtego wieczoru mogliśmy podsumowywać w swoich domach. Poznaliśmy ciekawe zjawisko, jakim są protesty będące spontanicznymi spacerami. Mieliśmy zamknięte cmentarze, ale nie dla limuzyny Pana Prezesa. Rodzinne podróże służbowe. Wykłady akademickie na żywo na przystankach autobusowych w Kraśniku Dolnym. Psy będące przepustkami na wyjście z domu. Ostry cień mgły. Maseczki w ceramiczne stempelki. Samotne debaty kandydatów na prezydenta. Zielone ogrodzenie za kilkadziesiąt tysięcy złotych pod wiaduktem. Gigantyczna (i całkiem urodziwa) maseczka na hełmie wieży ratuszowej. Kopertowe wybory za cenę jednego sasina (nowa jednostka wartości złotego w Polsce), które się nie odbyły. Msze Święte przez internet. Stwierdzanie przez pewną redakcję, że deklarowanie przywiązania do religii i Boga są coraz bardziej kontrowersyjne (a zatem wzmianka o moim udziale w Mszy Świętej, która znalazła się nieco wyżej, musi się już chyba nadawać do prokuratury, bo to już były nie tylko co raz bardziej kontrowersyjne słowa, a wręcz kryminalna praktyka!) . A na sam koniec dostaliśmy dziwną nawet jak na ten rok hybrydę, czyli sylwestrowy zakaz przemieszczania się, który jednak nie był zakazem, a apelem, który jednak był zakazem. Do tego bardzo możliwe, że bezprawnym. A koniec końców i tak przecież wyszło na to, że premier (tak, to ten sam, który pół roku temu zapewniał, że koronawirus jest w odwrocie, już teraz nie trzeba się jego bać) przecież wcale nie powiedział na żywo i przed wieloma kamerami, że nie ma zakazu, a jest tylko apel, bo przecież jest zakaz. Wszystko rozumiecie, prawda ?

Aleja Tysiąclecia w trakcie „godziny policyjnej”.

Aby móc wykonać zdjęcia do tego niedużego reportażu, wyszedłem wkrótce przed północą na spacer z aparatem i kamerką, obsługiwaną przez moją dziewczynę. Początkowo dało się czuć duże napięcie. Gdy wychodziłem z bloku, niemal natychmiast wycofałem się do środka, widząc jadący w pobliżu policyjny radiowóz. Niby zbieranie materiałów do artykułu chroniłoby nas przed ewentualnym odwoływaniem się od mandatu, ale to byłaby kwestia tego, czy sprawdzający nas mundurowy miałby dobry humor (rozporządzenie było wyjątkowo mało konkretne i nawet oficjalnie mówiło się, że to policjant ma interpretować przepisy), więc mieliśmy sporo obaw, jak to z nami będzie. Na sąsiednim podwórku chyba już znacznie mniej się tym radiowozem przejęto, bo chwilę później ktoś odpalił tam bardzo głośną petardę. Mimo to początkowo było dosyć pusto i cicho. Postanowiliśmy iść do centrum tak, aby zobaczyć, co będzie się działo o północy, ale nie przez moje macierzyste osiedle Piastów, a mniej ruchliwe osiedle Czterdziestolecia. Na ulicach Piastów, Jagiellonów, Konradowskiej i Kosiby panowała całkowita cisza (czasem tylko przerywana pojedynczą detonacją) i zupełna pustka. Nie jechał żaden samochód i tylko niedaleko szpitala zobaczyliśmy pojedynczą osobę, stojącą na swojej posesji przed domem, zapewne z papierosem albo dla zaczerpnięcia świeżego powietrza. Na ulicy Kosiby dało się już słyszeć odległe wybuchy fajerwerków, ale jeszcze dosyć rzadkie. Można powiedzieć, że to byłby chyba wymarzony Sylwester dla każdego introwertyka, gdyby miał miejsce w normalnych czasach i bez apelowych zakazów tudzież zakazowych apeli.

Ulica Starzyńskiego.

Rozluźnienie pełnych jeszcze napięcia nastrojów zaczęło się już na Starzyńskiego, jakieś 15 minut przed północą. Minęliśmy dwójkę mężczyzn, którzy siedzieli na ławce pod blokiem i bardzo bezpośrednio kpili z obowiązujących restrykcji. Przeszliśmy między blokami do ulicy Zygmunta Augusta, przecięliśmy ją i szybko przeszliśmy między wieżowce, niczym przestępcy kryjąc się przed okiem Saurona w postaci nieodległej komendy policji. Słyszeliśmy już wyraźne wybuchy fajerwerków, dochodzące z okolic Rynku, ale w niebo strzelano już także na sąsiedniej ulicy Cichej. Kilka minut przed północą, gdy byliśmy przy wjeździe na teren I Liceum (od strony Bielskiej), z okolicznego bloku nagle wyszła duża grupa ludzi, kierując się na parking przy szkole. Szybko zjawiło się tam też wiele innych osób i cała akcja wyglądała na wcześniej zaplanowaną. Trzy większe grupy pojawiły się na miejscu dokładnie w tym samym czasie. No i zaczęło się świętowanie.

Nowy Rok w czasie pandemii.

W niebo wystrzeliły fajerwerki, a na ziemi rozbłysły zimne ognie i zaczęły wybuchać petardy. Uznaliśmy, że nie ma sensu iść na Rynek i lepiej tutaj obserwować rozwój wypadków. Zaskoczeni tak nagłym rozwojem sytuacji, stanęliśmy więc z boku i uruchomiliśmy aparat oraz kamerę. Niespodziewanie ktoś zaczął odliczać, doliczył głośno do jednego i tym oto sposobem 2020 rok już w całości stał się tylko historią. Zrobiło się jeszcze głośniej i nawet zdziwiłem się trochę, że policja na to nie reaguje. Na opustoszałych ulicach Jana Pawła II czy Łasickiej radiowozy dzielnie patrolowały teren, ale tam, gdzie faktycznie coś się działo, nie było już nikogo. Przynajmniej nikogo w mundurze. Sytuacja przypominała trochę niedawne protesty, w których przebieg policja długo nie ingerowała, choć czysto teoretycznie protesty były nielegalne. Teoretycznie, bo podstawa prawna także zakazu zgromadzeń budziła i budzi spore wątpliwości wielu prawników. Czy mundurowi pojawili się pod ogólniakiem później? Nie wiadomo.

Rynek w pierwszym kwadransie 2021 roku.

Spod I LO, gdzie zabawa rozkręcała się w najlepsze, udaliśmy się szybko na Rynek. W akompaniamencie petard, wybuchających przy niedawno przebudowanym odcinku ulicy Bankowej, przeszliśmy pod Staw Miejski, gdzie znów zrobiło się dosyć cicho. Rok temu, gdy na zegarze było widać upływ tylko 10 minut od północy, z Rynku nadal waliły kolejne fajerwerki, a podniebni strzelcy z placu Popiełuszki chyba też jeszcze dzielnie trwali na swych stanowiskach rakietowych. Tym razem było inaczej. Nad Rynkiem było widać już tylko pojedyncze fajerwerki, a zamiast tłumów i wesołego świętowania zastaliśmy tylko osobne grupki świętujących, dobiegające z oddali odgłosy strzelania w niebo, wybuchające pojedyncze petardy i, nade wszystko, głośne ośmiogwiazdkowe okrzyki. Większe grupki ludzi gromadziły się przy świętym Mikołaju ze świątecznego jednopłatowca, przy sklepie papierniczym u wlotu ulicy Kościelnej i koło arkad. Nigdzie nie było policji, choć co roku na Rynku gromadzą się przecież tłumy i właśnie obserwowanie tego miejsca teoretycznie powinno być priorytetem. Oczywiście z punktu widzenia odpowiednich służb. Intensywne strzelanie w niebo i ziemię na Rynku nie miało miejsca, ale trwało w najlepsze na podwórku między kamienicami na ulicach Prusa i Armii Krajowej. Jeszcze długo po północy odpalano tam fajerwerki i rzucano licznymi petardami. Trafiliśmy tam raczej spontanicznie, ponieważ na Rynku napotkaliśmy przypadkiem dwójkę naszych znajomych, idących w tamtym kierunku i towarzyszyliśmy im przez moment, gdyż wokół ratusza w sumie nic się nie działo. Niektóre wybuchy z tamtego podwórka, gdzie przystanęliśmy, były naprawdę głośne i silne. Jedna z rakiet chyba została źle wbita w ziemię, bo wybuchła jeszcze na wysokości elewacji kamienic. Przy okazji tego postoju ze strony mojej i kolegi padło kilka petard, odpalonych na pohybel koronawirusowi – głównemu winowajcy większości ubiegłorocznych (jak dobrze móc tak pisać o 2020 roku!) wydarzeń.

Wracając z miasta, zastaliśmy niespodziewany – i widoczny na zdjęciu – przejaw ludzkiej głupoty. Ktoś pozostawił pod Bazyliką dwie płonące wyrzutnie fajerwerków. Z perspektywy ulicy zobaczyliśmy tylko unoszący się dym. Wbiegliśmy po schodkach na plac przykościelny i zobaczyliśmy wspomniane wyrzutnie. Mając jeszcze włączony aparat na szyi, błyskawicznie zrobiłem dwa szybkie zdjęcia i niezwłocznie ugasiłem ten niewielki pożar. Nie było to takie proste, gdy nie miało się przy sobie wody, ale było o tyle dobrze, że w wyrzutniach nie było już rakiet i można się było do nich w miarę bezpiecznie zbliżyć. Można się tylko cieszyć, że wyrzutnie udało się szybko ugasić, a wiatr nie przeniósł iskier na pobliski trawnik i dąb papieski, powodując być może już poważniejszy pożar. Pozostawianie płonących wyrzutni fajerwerków, do tego w centrum miasta i w pobliżu zabytkowego kościoła to już naprawdę wyższy poziom głupoty.

To tyle z opisu bolesławieckiego Sylwestra oczami regionalisty. Jak widać po całym tym długim tekście, spacery dzienny i nocny nie były tylko obserwacją pustych ulic, tłumów w sklepach, słuchaniem wypowiedzi ludzi na Rynku czy obserwowaniem wybuchających fajerwerków pod I Liceum. Śmietnik na cmentarzu, palące się wyrzutnie pod Bazyliką, wulgaryzacja języka, godziny Mszy – każdy spacer po mieście w każdym czasie może dać wiele interesujących tematów do przemyśleń – trzeba tylko chcieć rozglądać się dookoła siebie I wyciągać wnioski z tego patrzenia.

Tagi artykułu:
· ·
Kategorie:
reportaż
Facebook Profile photo

Cześć ! Nazywam się Dariusz Gołębiewski, jestem regionalistą z tytułami magistra historii i historii w przestrzeni publicznej. Od 2014 roku prowadzę na Facebooku stronę regionalną o nazwie ''Bolesławiec i okolice dawniej i dziś''. Poza historią, zwłaszcza tą międzywojenną i lokalną, interesuję się literaturą i polityką, trochę też architekturą, teatrem, religią i filozofią. Jestem autorem książki pt. "Kraśnik Dolny i okolice dawniej i dziś". W wolnym czasie lubię podróże, wycieczki rowerowe, długie spacery i interesujące dyskusje.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish