bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Subiektywnie o Skale i okolicy

W majowy wyraj odbyła się kolejna wyprawa do Skały koło Lwówka Śląskiego, nie Krakowa. Tym razem było więcej par bystrych oczu, stąd i nowe obserwacje. Kto po raz pierwszy pojawia się tutaj zauważa charakterystyczną szachownicę zachodniej ściany dawnego książęcego gościńca. Gdy pałac stracił możnych mieszkańców, podobno zamieniono go w szkołę. Intrygujący budynek, bo Skała była małą wsią a ma całkiem spore rozmiary. Ciekawe z ilu wiosek dzieci pieszo chadzały do niej? Gdzieś na dysku pewnie jest odpowiedź w skrupulatnych pruskich sprawozdaniach o państwie. Z jednego z nich wiadomo, że gdzieś było też więzienie do którego trafiali poddani państwa na Skale. Gdzie?

Podejście do ruin pałacu nastąpiło od południowej strony. Kiedyś park oddzielony był od ulicy murem, ale biedaczysko odchyla się od pionu, więc co jakiś czas jego fragmenty były burzone. Lata temu sołtys miał koncepcję, żeby go w całości pchnąć i usunąć problem.
A ja mam nadzieję, że powróci. Bo widać, że po ponad dwudziestu latach moich obserwacji związanych głównie z niszczeniem, coś zaczyna się zmieniać na plus. Trwa sprzątanie i porządkowanie parku, widoczne były ślady po skanowaniu pałacu. Niech mu się w końcu powiedzie!
Patrząc z rozumem na problem, to właściciel powinien przejąć większość obiektów w jego okolicy, które jeszcze trwają, choć ich byt jest coraz kruchszy. Niestety, od PRL-u po dziś dzień rządzącym brakuje wyobraźni i rozumnego spojrzenia na całość.

Stojąc po raz kolejny przed murem, nowe rzeczy wpadły w oko. Jak się okazało w domu, jest to opisane, ale osobiste zauważenie robi większe wrażenie. Renesansowa rezydencja miała kolumnadę (między bajki należy włożyć opowieść o średniowiecznym zamku), która stała się później niemodna i obmurowano ją ścianą a po latach polskiej dewastacji i niszczenia znowu ją dobrze widać. Nad nią uchowały się jeszcze gutty.

Przejście kuestą na zachód to możliwość spojrzenia w geologię. Najpierw kamieniołomy piaskowca o budowie ciosowej. Ale i dwa urocze ostańce. Schottenstein lub Skała z medalionem. O nazewniczych problemach pisałem poprzednio. Mądre konsylium zauważyło jednak jeszcze jedną historyczną pamiątkę. Spory krzyż wykuty na kamieniu, którego cechy wskazują na średniowieczny znak graniczny.

Na skale jest zaś bardzo ładny przykład ukazujący różnicę pomiędzy wykuty a wyryty oraz pobazgrolony. To drugie określenie, deprecjonujące literników i kamieniarzy, jest dziś nagminnie używane przez wszelakich dziennikarzy i opowiadaczy.


Zaś w jednej ze szczelin ukrył się kamień w drodze. Ktoś zadał sobie trud w malowaniu.

Kawałek dalej zdziwienie ogarnęło na widok zadbanego miejsca z tabliczką.

Jest na niej o szanowaniu lasu, miejsca i pozostawieniu po sobie porządku. Gratuluję pomysłu wykonawcy.

Zachodnia część kuesty kończy się kilkoma przebiciami bazaltowymi przez starsze skały. Kiedyś trafiłem na notkę, że w jednym z nich jest róża bazaltowa. Trochę można się jej dopatrzyć. Największa jest na Wilkołaku w Złotoryi. Ich powstanie jest wynikiem zaburzenia w stygnięciu magmy, która standardowo tężała prostopadle do kierunku chłodzenia.
Dobrze w oczy rzuca się porwak piaskowcowy – większy fragment skały, który magma niosła do góry. Przygrzała go dobrze i popękał w zupełnie inny sposób niż bazalt.

 

W jednym z miejsc trafiło się kilka czasznic. Grzyb, który ma rozmiar głowy, teraz jest delikatną gąbką rozsiewającą przy poruszeniu zarodniki. Patrząc na te bazaltowe łomy ciągle ogarnia mnie zdziwienie na specyficzny sposób myślenia mieszkańców, którzy pozbywają się odpadów wyrzucając je za płot. Kiedyś było to normą, dziś można by zakończyć tę praktykę, bo one i tak do nich wrócą. W wodzie i jedzeniu. Czy Polacy kiedyś to zrozumieją?

Celem wyprawy były jednak przede wszystkim tzw. krzyże pokutne w Żerkowicach. Takzwaność w tym przypadku jest do kwadratu. Ponieważ krzyż kamienny był ostatnim elementem układu kompozycyjnego, czyli zadośćuczynienia za śmierć, zdecydowanie lepiej pasuje nazwa krzyż pojednania. W przypadku tych dwóch, obiło mi się o oczy przed laty, że oryginalne krzyże zostały zniszczone przez fachowców od drogi. No i pewnie dostali prikaz odtworzenia. To odtworzyli jak potrafili. Forma, trochę jakiejś stali, betonu, widły, siekiera i już mieli.

Prawie średniowiecze. Te dwa ostatnie narzędzia służyły do odciśnięcia w betonie. Dwadzieścia lat temu stała przy nich poważna tabliczka o miejscu zbrodni i zabójcy. Trzeba mieć fantazję!

Idąc w stronę Bolesławca mija się popadające w ruinę zabudowania młyna. Zawsze mój wzrok przyciągał piaskowcowy element wieńczący mur. Nastukał się kamieniarz a nawet kamieniarze, bo kto nie trzymał w ręce narzędzi kamieniarskich, nie ma pojęcia o czym piszę. Bo każdy z tych kamieni w ścianie, wymagał pracy kilku osób.

Za młynem było koryto Bobru, który mocno meandrował w okolicy. Po wschodniej stronie trafił na twarde skały i tak powstał Huzarski Skok – wynosząca się kilkanaście metrów w górę formacja skalna. Nazwa pochodzi od bohaterskiego, pruskiego huzara, który konno, w pełnym rynsztunku wskoczył do wody. Historię tę wydał drukiem Friedrich von Krane w „Aus der Säbelltasche eines alten Kavelleristen“. W XX wieku, w Wanderer im Riesengebirge ukazała się analiza, która niestety każe opowieść traktować tylko jako legendę.

U podstawy formacji powstało kilka schronisk – niewielkich jaskiń. Nad jedną z nich pięknie widać wolę trwania drzewa, które oplata korzeniami pionową ścianę.

Zaintrygowały też niewielkie dziurki na powierzchni piaskowca, od lat patrzę na tę osadową skałę i takiego cudaka nie widziałem.

Powyżej nich są zaś psie groby z wykutymi napisami a jeszcze wyżej był owiany grozą Eichhornschenke. Gospodarzący w wyszynku karczmarz zamordował i zakopał kilku kupców. Mieszkańcy wioski pamiętając o zbrodni zrównali zabudowania z ziemią i od ponad stu lat nie ma po nim śladu.

Cała wyprawa udała się pod kątem biologicznym. Pierwszy raz skosztowałem szczypiorku leśnego i zobaczyliśmy śniedka baldaszkowatego zwanego śpioszkiem. Bardzo ładna roślina.

Chciało by się podzielić wiadomością o innych roślinach, ale gdy dotarła do mnie informacja o grasującym autobusie zielarzy, którzy niczym nalot dywanowy rwą interesujące ich części, to wolę milczeć jak grób i zaklinam, żeby na ryneczkach nie kupować konwalii, które są masowo rwane w niecnym celu ich opylenia, choć są pod ochroną.

Exit mobile version