bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

„Zamknięte cmentarze to na skutek zdarzeń”

Cmentarz komunalny w Bolesławcu

Zawarty w tytule fragment osławionej piosenki Kazika, protestu wobec stawiania się władzy ponad zwykłymi obywatelami, może być zastosowany nie tylko przy opisie wjazdu Pana Prezesa na pozamykane na początku pandemii nekropolie. Podczas epidemii zamykano i otwierano co najmniej dwukrotnie wszystkie cmentarze w naszym kraju, są jednak takie, które pozostają zamknięte nieprzerwanie. Można tam co prawda wejść, ale od wielu lat nie dokonują się tam już żadne pochówki. Stan wielu z nich woła niestety o pomstę do nieba, a niektóre starto z powierzchni ziemi. Witam w świecie opuszczonych nekropolii na Ziemi Bolesławieckiej.

Dawny cmentarz przy ul. Garncarskiej (fot. polska-org.pl)

Przed wojną w naszej okolicy istniał szereg różnego rodzaju nekropolii. Większość z nich była zarządzana przez parafie ewangelickie, ale kilka należało do Kościoła katolickiego. Skąd ta różnica? Otóż większość niemieckich mieszkańców naszego regionu była protestantami, i to już od XVI wieku. Warto jeszcze dodać, że w Bolesławcu znajdował się cmentarz żydowski, a w Świętoszowie, należącym wówczas do powiatu żagańskiego, od czasów I wojny światowej istniał cmentarz rosyjskich jeńców wojennych. Wiele z tych cmentarzy było nie tylko miejscem pochówku i upamiętnienia zmarłych. Gdy przegląda się archiwalne zdjęcia cmentarza przy ul. Garncarskiej, widać na nich także ogromne muzeum sztuki na świeżym powietrzu. Dawne nagrobki wykonywano często z niewątpliwym kunsztem kamieniarskim, a spacer po cmentarzu stanowił wędrówkę po historii danej miejscowości.

Niestety, nadszedł rok 1945. Cały Śląsk zalała Armia Czerwona, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenie. Krasnoarmiejcy nie mieli szacunku do nikogo i niczego, jeśli nie stały za nim argument siły lub potęga NKWD. Cmentarze nie stanowiły tutaj wyjątku. Wiele z nich uległo dewastacji, zwłaszcza że czerwonoarmiści często rozkopywali groby, aby szukać pochowanych wraz ze zmarłymi kosztowności. Opiekujący się nimi dotychczas Niemcy zostali wypędzeni, a na ich miejsce osiedlono tutaj ludność polską. Innymi słowy – nas. I w tym momencie problem się pogłębia.

Dawna nekropolia dworska w Warcie Bolesławieckiej.

Polscy osadnicy, co jest ze wszech miar zrozumiałe, po kilku latach bestialskiej okupacji mieli alergię na wszystko, co niemieckie. Usuwano niemieckie nazwy ulic, szyldy, pomniki, słowem wszystko, co mogło kojarzyć się z niemieckością. Mało komu zależało na tym, aby uporządkować zdewastowane przez Sowietów cmentarze. W wielu przypadkach pozostawiono je samym sobie, pozostawiając dzieło zniszczenia potęgom Czasu i Natury. Niekiedy niemieckie nekropolie zamieniano w polskie, bądź to niwelując niemieckie groby, bądź to – jak w przypadku np. nekropolii na ul. Sienkiewicza w Nowogrodźcu – wśród grobów niemieckich zakładając nowe, polskie. Zdarzały się przypadki, że cmentarze likwidowano całkowicie – może nie od razu, ale po upływie pewnego czasu. Taki los spotkał przecież cmentarz przy ul. Garncarskiej, zrównany z ziemią w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Jednocześnie pojawiły się nowe nekropolie – radzieckie. O te dbano z największą pieczołowitością i troską – były to wszak groby naszych „wyzwolicieli” oraz „braci broni”.

Tablica pamiątkowa na cmentarzu w Gościszowie.

Współcześnie stan dawnych cmentarzy oraz pamięci o nich przedstawia się różnie. Na uznanie zasługują inicjatywy upamiętniania takich miejsc oraz ratowania tego, co z nich jeszcze zostało. Muzeum Ceramiki w ostatnich latach odrestaurowało nieliczne ocalałe nagrobki z nekropolii przy ul. Garncarskiej oraz żydowskiej przy ul. Jeleniogórskiej/Komuny Paryskiej. W 2014 roku mieszkańcy Kraśnika Dolnego uporządkowali zniszczony cmentarz ewangelicki, ratując ocalałe groby i remontując – przynajmniej z zewnątrz – dawną dzwonnicę. Wzorowo zachowana jest większa część starych grobów na cmentarzu komunalnym w Nowogrodźcu. 2 listopada tego roku z inicjatywy parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Bolesławcu została nawet odprawiona Msza Święta zaduszna na opuszczonym cmentarzu polsko-niemieckim przy ul. Lubańskiej.  Tablice upamiętniające dawne cmentarze stanęły, między innymi, w Gościszowie i Ocicach.

Niemieckie nagrobki na cmentarzu w Tomisławiu.

Niestety, są także przypadki wyjątkowo negatywne. Cmentarz w Starych Jaroszowicach straszy rozbitymi nagrobkami i otwartymi grobowcami. Cmentarz przy ul. Ptasiej w Bolesławcu zarasta i niszczeje, stanowiąc jedynie powód do wstydu dla nas wszystkich. Gdy spaceruje się po cmentarzu w Tomisławiu, przy kaplicy cmentarnej można znaleźć rozrzucone stare nagrobków i – jeśli się nie mylę – fragmenty pomnika wojennego. Niestety, w takich przypadkach mamy do czynienia albo z zaniedbanymi nagrobkami, odłożonymi gdzieś na bok przed laty, albo z zamkniętymi na skutek zdarzeń cmentarzami. Zdarzeń tak samo historycznych, jak pandemia – zmian granic i masowych przesiedleń ludności polskiej, niemieckiej i innej. Na tych cmentarzach na starych grobach rzadko palą się znicze i rzadko ktoś składa ręce do modlitwy. Sam, choć w Tomisławiu mam pochowanego pradziadka, którego grób odwiedzam od małego, niemieckie nagrobki dostrzegłem dopiero niedawno. Dbałość o groby zmarłych, nieważne kim by oni nie byli, jest bezwzględnym standardem cywilizacyjnym, do którego wciąż nie w pełni doszliśmy. Oburzamy się, i słusznie, na to, jak nasze cmentarze traktują Ukraińcy czy Białorusini, lecz sami wciąż mamy sporo na sumieniu we własnej małej ojczyźnie. I tylko takie inicjatywy, jak np. Msza na opuszczonym cmentarzu, uporządkowanie cmentarza w Kraśniku czy wystawienie tablicy pamiątkowej w Gościszowie ratują naszą reputację. Coś się dzieje, zniszczenia są stopniowo naprawiane – i oby udało się uratować – lub chociaż upamiętnić – kolejne nekropolie.

Exit mobile version