Parę lat minęło, gdy usłyszałem, że piszę do urzędów i w… (denerwuję) urzędników. A tu wcale nie chodzi o urzędników. Chodzi o cały układ tępoty i nieczułości na kwestie środowiska i przyrody. Bo przecież ilu odważnych weźmie w obronę drzewo, dziewannę, sikorę, bobra czy posadzone na koszt podatników rośliny. Zbędne i przeszkadzające cywilizacji. Zasypią liśćmi, zaburzą wysuszony trawnik, narobią na samochód, podgryzą drzewo, bo tylko ludziom wolno ścinać wszystko piłami, a pieniądze wyda się jeszcze raz.
Urzędnicy podlegają włodarzom, tym burmistrzom, prezydentom, wójtom, starostom czy marszałkom, którzy podejmują decyzje i wcale nie muszą słuchać wykształconych kierunkowo ludzi. Najbardziej dbają o swoją autopromocję, nie interesują ich problemy środowiska. Sami sobie nie będą też przeszkadzać, bo przecież ja potrzebuję pomocy, kiedyś ty będziesz, to musimy po cichutku trzymać sztamę. Czasem zrobi się jakiś greenwashing, zwany po polsku ekościamą. I tak jadą na tym wózku.
Jak mawiają, jestem sfiksowany na jednym punkcie, ekolożką, który zauważa niezauważalne. Wystarczył mi tydzień do kolejnych obserwacji i poszukiwań publicznych dokumentów.
Kilka tygodni temu odbyło się w Brunowie szkolenie dendrologiczne, również dla ludzi z samorządów. Traf sprawił, że przejechałem przez Lwówek. Przy głównej drodze zaszalała małpa z piłą. Wystarczy wziąć jakikolwiek poradnik sadownika, żeby nauczyć się, jak prawidłowo obcinać gałęzie. W tym przypadku małpa szła i rżnęła na równo. Ale ma ona swojego zwierzchnika, a ten kolejnego zwierzchnika. Nikt z nich nie wie i nie chce się wiedzieć, jaką wartością są stare drzewa. Cień, wilgoć, zmniejszenie wartości wiatru, oczyszczanie powietrza, siedlisko ptaków, owadów. Miejsca okaleczenia są otwartymi ranami przez które wnikną grzyby i bakterie infekując drzewa. Oczywiście nie w rok, to potrwa dłużej, ale nie dożyją sędziwego wieku.
Myśląc o bezmyślnym okaleczaniu drzew, wrócił widok pomnika przyrody – Mandaryna.
Posadzony ręką ogrodnika, trafił pod siepaczy starosty. Wszystko odbyło się lege artis. Wniosek do prezydenta, uchwała (bez)radnych. I wyrok wykonano. Kto zweryfikuje i ukarze za złamanie warunków? Prezydent starostę? Śmiech na sali kina Orzeł. RDOŚ nic do tego, bo państwowa instytucja nie ma możliwości kontrolnych, sami pracownicy się tym zasłaniają. Takie państwo.
Na zdjęciu fragment warunków uchwały. Nie trzeba być specjalistą, już trzy pierwsze punkty zostały koncertowo złamane, smarowanie cięć jest dziś techniką niestosowaną, ponieważ pogarsza stan drzewa, kikut zwany czopem jest błędem. Amator wie, ale na urzędzie, ani w radzie nie ma lub nie było takich. Zresztą, jak zasłyszałem, władzy w głosowaniach nie należy się sprzeciwiać, bo to by źle wyglądało. I tak głupota się szerzy.
Tysiące ludzi widzą każdego dnia młode drzewa sadzone przy drogach (głównie wojewódzkich), które mają swoich inspektorów. Spróchniałe paliki przyciągają je do ziemi i też nic. Marszałkowska opcja polityczna nie ma nic do rzeczy, lans trwa, ale na marnotrawione pieniądze są nieczuli.
Mam taki ładny urząd gminy w powiecie, obok którego rośnie kilka drzew. Zrobiono pod nimi skład piasku i kruszywa. Przecież nikt nie zajmie miejsca parkingowego, bo gdzie by petenci i urzędnicy parkowali? A z drzewami to już tam potrafią walczyć odpowiednio. Zupełne ogłowienie, to walka z patogenem. Zawsze znajdzie się wytłumaczenie.
Jednocześnie zieleń publiczna wymaga też trudnych decyzji i wycięcia w odpowiednim czasie, przed, nie po katastrofie. Koło sądu poleciało wypróchniałe drzewo. A jak często i jak poważnie jest kontrolowany drzewostan miejski? Czy jest to robione jak w małym miasteczku u podnóża Karkonoszy? Właścicielka zacnego obiektu od lat zgłaszała zagrożenie. Urząd twierdził, że wszystko jest w porządku. Tam też zawiało i złamane konary uszkodziły dach remontowanej perełki. Gołym okiem widać, że drzewo jest w fazie zamierania, z pnia sypie się próchno, ale nie podjęto właściwych działań. Kto będzie teraz skłonny do wzięcia odpowiedzialności za zniszczenia? Na nikogo nie spadło, wtedy wszedłby prokurator i nie byłoby nikomu do śmiechu.
To nie jest czepianie się lub wk… To jest troska o majątek samorządów i mieszkańców, o stan naszego zdrowia i warunków w jakich żyjemy. I nie są to tylko polskie problemy. Tak, każdy pracownik, który wykonuje taką pracę musi być bezwzględnie uczony, że jego zadaniem jest nie tylko koszenie i niszczenie, ale i dbanie o dobrostan tego, co pozostaje.