Zastanawiam się nad tym, czy naprawdę spuszczanie Bogdana Nowaka z ratuszowej wieży na linie było dla kogoś spektakularnym elementem otwarcia Bolesławieckiego Święta Ceramiki. Wyglądało to tak, jakby „akrobata” nie ogarniał sprzętu. Zamiast zjeżdżać na linie, dyndał na niej i nadrabiał miną, czyli w jego przypadku machaniem nogami i rękami.
A nawoływania wodzireja, nazywanie tego czymś niesamowitym i żebranie o oklaski tylko dopełniało obrazu żenady. Jeśli coś jest warte zachwytu, to on się zwykle sam pojawia.
Piękną puentą spektakularności otwarcia BŚC jest pan z powyższego zdjęcia obserwujący to wszystko z pobliskiego okna. Podzielałem jego entuzjazm.
Ciekawie skwitował to znajomy:
– Mnie zatrwożyło samo oddawanie Bogdanowi kluczy do miasta, bałbym się, że zostawi na barze, albo zgubi!
Papa Dance na linie
Swoją drogą miałem nadzieję, że Bogdan okaże się Bogdanem i nagle, zamiast klucza, wyjmie gaśnicę z autografem brunatnego barana, albo wygłosi w zwisie jakiś antyszczepionkowy manifest, ale niestety… nie wyszedł z roli, tylko z niej opadł.
Ale dlaczego klucze do miasta ceramiki, żeby prezydent mógł przekazać je ceramikom, ma mu przynosić anioł?
WTF? Zacytuję klasyka: Co Wy tam, Stopczyk, palicie?
Zrozumiałem ideę tego występu dopiero w ostatnim dniu święta: chodziło o sklamrowanie BŚC. Papa Dance na start i Papa Dance na finał. Jakość, niestety, ta sama.
Mim w zwisie.
Grażyna pod ochroną
Miałem ubaw ze skutków tęczowego transparentu. A to dlatego, że szli za nim nawet ceramiczni miłośnicy homofoba Mentzena (niektórzy ceramicy tak mają) i wesoło machająca ludowi głosującemu posłanka PiS.
Urocze, prawda?
Marzena Machałek z radością kroczy za tęczowym transparentem. Piekło zamarzło!
Obecność tęczowych emblematów wywołała u mnie także współczucie dla pracowników ochrony. Jednej Grażyny z tęczową parasolką musiało pilnować aż czterech chłopów! Zapewne z ulgą, że więcej tęczowych parasolek w rynku się nie pojawiło. Według ochroniarskiej logiki, do 10 bab z parasolkami powinno się oddelegować ze 40 ochroniarzy. Do stu bab… i tak dalej.
Fakt, że właścicielka parasolki ocieniła nią głowę jednego z cerberów, był rozczulający. W tym samym czasie prezydent Piotr Roman głosił ze sceny, że jesteśmy „mądrze europejskim miastem”.
Widziałem w rynku również gościa z tęczową torbą, bez obstawy. Ufam, że ochrona zostanie pociągnięta do odpowiedzialności.
Spytałem panów „zabezpieczających” Grażynę z parasolką o to, czy dadzą radę we czterech, czy może wezwać im wsparcie. Nie zrozumieli. Tak to wyglądało:
W Bolesławcu tęcza jest dosłownie pod ochroną.
Nic nie tłumaczy buractwa pewnego byłego kandydata na radnego z komitetu prezydenta miasta, który siedział sobie przy piwku w knajpianym ogródku z byłym radnym z tego samego komitetu i darł na ludzi z tęczowym transparentem ryja, krzycząc: „Cioty! Cioty!”
Byłego radnego to bawiło, ale ludzi przy innych stolikach niezbyt.
Panie Krajewski, pan jesteś cham!
Ciekaw jestem, czy do nieheteronormatywnych kolegów z komitetu wyborczego i Waszych sojuszników też zwracałeś się równie subtelnie.
Nieistotne
Z pewnym współczuciem patrzyłem na relewantnych. Krzysio ma chyba głównie „byłych już kolegów”, bo nawet do mnie zagadywał! W końcu się odezwałem i poinformowałem, że nie tańczę z paniami negocjowalnego afektu. Nachodził też i zagadywał moich współpracowników. On serio podchodzi do człowieka i mówi do niego, człowiek nie odpowiada lub odchodzi, a ten dalej idzie i gada do pleców. Ignorujemy typa, ale robi się to uciążliwe.
Nawet Grażka chciała się ze mną podzielić swoimi refluksjami na jakiś temat! Nie skorzystałem. Dziewczyna już nawet koła mimowi nie trzyma, więc może tylko drzeć się do Nowaków, starszemu sugerując, że jego wnuczka, to nie wnuczka, a młodszego zwąc swingersem z Bolesławca. Nie wiem, czy u niej to bardziej zazdrość, czy medycyna.
Relewantni rozdawali swoją bajkę przy stoisku rodziny „dziennikarza” kochającego władze miasta miłością ogromną, bezinteresowną, telewizyjną i radiową, twórcy TVN-nowskiego mitu szpitala świętego Kamila.
Oj, może zaboleć. Ale raczej „dziennikarza”. I raczej w portfel.
Po zeszłorocznych ekscesach i przykręceniu (choć nie zakręceniu) kurka z publiczną kasą, relewantni zbledli, zrzedli i sparcieli. Jedna parasolka, jeden transparent i to z zeszłorocznych zakupów. Do tego wciskana ludziom złożona na pół kartka z bajką o carze Romanie, która miała być inteligentnie złośliwa. A złośliwości w niej tyle, co inteligentnego żartu. AI się nie popisała. Ani graficznie, ani tekstowo.
A „car” nawet tęczą pod sceną tym razem nie dał sprowokować do jakichś homofobicznych komentarzy ze sceny. I newsa nie będzie : (
Inna sprawa, że tęczowa „manifestacja” liczyła tylko trzy osoby, co nasuwa niestety wniosek, że bez publicznej kasy, to nawet ideały równości cieszą się mniejszym poparciem.
Mistrzowie patelni
Patelnia na placu Piłsudskiego została zamieniona (zapewne niemałym kosztem) w gigantyczną i nietanio utworzoną i posprzątaną piaskownicę. Wysypywanie jej po to, żeby siatkarze mogli przez dwa dni poodbijać piłkę w jeszcze większym skwarze i pooglądać siebie nawzajem, to jakieś szaleństwo. Stary pomysł zrealizowany w Bolesławcu ze 20 lat temu, który już wtedy okazał się parą w gwizdek.
Naprawdę trzeba było to zrobić, żeby dojść do wniosku, że to głupie? Naprawdę nie można było tych zawodów rozegrać przy skateparku czy na basenach? Stamtąd nie trzeba by było wywozić piasku!
Za rok turnieju siatkówki parkingowej chyba nie będzie, bo prawdopodobnie nie będzie sceny w Rynku i wróci ona na plac Piłsudskiego. Myślę, że do prezydenta dotrą narzekania wiernych, którym zagłuszano msze. Może nawet dotrą bez mocowania tyrolki na wieży Bazyliki.
Golenie bez wyobraźni
Nie, nie będzie o restauratorach. Patelnia na placu przy Piłsudskiego oraz drastyczne temperatury podczas BŚC niestety raczej nie doprowadzą do refleksji na temat golenia traw i drzew przed świętem. Przed świętem nawet ponownie bezmyślnie kaleczono rynkowe katalpy, o czym pisałem TUTAJ.
Tak, każdy ogolony trawnik i każda przycięta gałązka drzewa, to wyższa temperatura w mieście.
Każdy ogolony trawnik i każda przycięta gałązka drzewa, to wyższa temperatura w mieście.
Każdy ogolony trawnik i każda przycięta gałązka drzewa, to wyższa temperatura w mieście.
Każdy ogolony trawnik i każda przycięta gałązka drzewa, to wyższa temperatura w mieście.
I tak nie dotrze…
Fragment tekstu piosenki Tomka Wachnowskiego, choć nie wiem czy mogę użyć nazwiska autora, bo ktoś mógł już je zastrzec.
A może by tak selekcja?
Chciałbym, żeby nie było sceny na Asnyka. I nie tylko dlatego, że wokalista Papa Dance, Grzegorz Wawrzyszak, na koniec opóźnionego koncertu, gdy już dostał w prezencie bolesławiecką ceramikę, powiedział że jest ona wybrakowana, bo bez koperty.
Odnoszę uzasadnione wrażenie (nie tylko ja), że na Bolesławieckim Święcie Ceramiki są trzy grupy ludzi. Trochę generalizuję, ale…
Pierwsza to Ci, którzy muszą w tym czasie pracować – ludzie stąd i spoza handlujący i zarabiający podczas święta, goście, a także ludzie, którzy zjechali tutaj do rodzin.
Druga to osoby faktycznie zainteresowane ceramiką, kupujące ją, przy okazji zwiedzające miasto, zostawiające niemałą kasę w knajpach i na ceramicznych straganach – je ceramika i BŚC naprawdę kręci. Wielu z nich to obcokrajowcy.
Trzecia to fala imprezowych chwilowych imigrantów z okolicznych powiatów, która wpadła głównie na koncerty i balangę. Oni raczej jedzą w budach, bawią się w wesołym miasteczku i biją rekordy kolejek pod Żabkami, podobnie jak dołączająca do nich lokalna i okoliczna młódź. Na wystawę do muzeum nie zajdą, ceramika dla nich za droga, ale kiełba i browar są spoko. Nawet Papa Dance jest dla nich super!
Grzegorz Wawrzyszak, pierwszy wokalista Papa Dance, wystąpił z perkusistką i muzyką z playbacku. Trzeci członek zespołu, Kostek Joriadis, spóźnił się na koncert. Zapłaciliście za to!
Nie jest!
Wydaje mi się, że budy z mydłem i powidłem powyżej Rynku, koncerty i tego typu „aktywności”, to „atrakcje” BŚC przewidziane dla tej trzeciej grupy. Miłe to nie będzie, ale nazwałbym ją… zbędną. Moglibyśmy, jako miasto, oddać ją bez żalu okolicznym wiejskim festynom z disco polo. Skorzystaliby wszyscy.
Marzy mi się, żeby kiedyś organizatorów BŚC dopadła refleksja. Na przykład taka, że BŚC nie potrzebuje atmosfery wiejskiego festynu, bud z plastikiem, wykonawców takich, jak Papa Dance i całej nocnej imprezowej jazdy, będącej skutkiem wielkiej biby dla niewymagających.
Ja oczywiście wiem, że te budy z balonami zarabiają kasę, ale jak jej nie będzie, to po prostu nie będzie trzeba tej kasy przepalać na takie Papa Dance, bez znaczenia czy rozumiane jako występ „artystyczny”, czyli jako zwis z wieży. Zamiast tego można promować lokalnych wykonawców (co sprawdziło się całkiem nieźle na scenie w Rynku) i zaproponować jakieś ambitniejsze muzycznie rzeczy na scenie na placu siatkarskim. Tych ambitniejszych muzycznie rzeczy bardzo brakuje, a one też byłyby fajną formą selekcjonowania gości tego święta.
Tomasz Sawczak, wokalista zespołu The Twisters – blues rock band. Scena w Rynku i niezła promocja kapel z regionu.
Może dałoby się z czasem doprowadzić do tego, żeby miłośnicy wielkiej biby po prostu odpuścili Bolesławieckie Święto Ceramiki, bo nie będzie na nim gównianej muzyki, wesołego miasteczka i plastiku wypełnionego helem? Może impreza straciłaby nieco tłumu, ale nabrała krztynę klasy, ściągając przy okazji więcej ludzi chcących wydać pieniądze i mniej tych, którzy chcą się tylko naj.bać?
Myślę, że byłoby to z korzyścią dla ceramików, restauratorów i hotelarzy, którym mieszkańcy ze swoich podatków fundują te coroczne żniwa. A sami mieszkańcy, którzy przy święcie nie pracują, być może nie musieliby stąd na ten weekend spieprzać? Może warto skupić się na tych, którzy chcą tutaj zostawić kasę, a nie tylko puszki po piwie i butelki po wódce?
P.S.:
Oczywiście, że po napisaniu powyższego tekstu dopadła mnie myśl, że po co mi to, po cholerę się wypowiadam… Ale uznałem, że muszę odrobinę odciąć się od zachwytów nad BŚC, które wylewają się z Bolec.Info. Bo choć pracuję dla tego portalu, wciąż patrzę krytycznie.
Coroczny samozachwyt organizatorów BŚC niestety powoduje, że święto w niektórych aspektach wygląda tak, jak wygląda.
Samozachwyt – to nie sukces.