bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Kupą mości panowie!

„Nic tak nie rozjaśnia umysłu, jak niewiedza.” Ale niech to co poniektórych nie pociesza, bo to genialne stwierdzenie stoi w diametralnej opozycji do sokratejskiego „wiem, że nic nie wiem”.

Chyba jednak zajęciem dla Syzyfa byłoby nawoływanie do pokory wobec faktów, pokory wobec wiedzy czy wobec mądrości. Szczególnie anonimowość wypowiedzi w Internecie skłania autorów do błyskawicznego werbalizowania swoich opinii w każdej sprawie i na każdy temat. Nie ma czasu na myślenie. Liczy się szybkość reakcji. Ale nie tylko internauci grzeszą tym brakiem pokory. To częsty grzech wielu „twórców” opinii na własny czy publiczny użytek.

Choć można jeszcze jakoś wytłumaczyć sobie takie postępowanie u przeciętnego „twórcy” opinii, to trudno pogodzić się z przyjmowaniem takiej postawy przez tzw. „elity”. Myślę, że od przeciętnego inteligenta powinno się już oczekiwać wypracowywania, a nie tylko przyjmowania opinii. Szczególnie zaś dla intelektualisty ważne powinno być legitymowanie się, przynajmniej w ważnych sprawach, WŁASNYM zdaniem.

Jak jednak wiemy, tak nie jest. Oznaką lojalności wobec pewnych środowisk bądź spraw jest przyjmowanie, nawet przez intelektualistów, określonych opinii całymi stadami. Miast indywidualnej oceny bądź specyficznego spojrzenia mamy podpisy pod otwartymi listami i powielanie cudzych stwierdzeń.

A co to ma wspólnego z bolesławiecka witryną internetową? Ano tyle, że każda taka lokalna witryna pełna jest opinii bez krzty samodzielnego myślenia. Dużo łatwiej mieć zdanie na jakiś temat, gdy nie trzeba obarczać umysłu zbyt wielką wiedzą. Umysł nie skażony nią jest błyskotliwy i zdolny do wszystkiego.

To banały, znana powszechnie bolączka Internetu. Ale i w tej opinii stajemy się często małpami, które powtarzają wyświechtany frazes. Bo czy to znaczy, że nie należy pisywać postów, gdy świerzbią nas klawisze? Czy to znaczy, że mamy nie przeciwstawiać się chamstwu w życiu „godnościom osobistom”? Czy mamy nie krytykować tego, co uważamy za niesłuszne bądź niesprawiedliwe?

Wszystko to tak. Ale wymagać należałoby od siebie minimum tej pokory, o której na wstępie. Drugim warunkiem powinna być chęć zrozumienia kontrargumentów. Zjawisko „dyskusji” ma swoją bogatą teorię. W sensie klasycznym to „wspólne dochodzenie do PRAWDY”. I właśnie prawda jest w niej celem, a samo dyskutowanie powinno OBU dyskutantów do niej prowadzić. Dowodzenie adwersarzowi,  że jest głup, lewak, moher, salonowiec, pisior czy platformers choć w skrajnym przypadku może być uznane za dochodzenie do prawdy, to z pewnością nie jest wspólnym do niej docieraniem.

Ktoś zapyta, do czego chcę strzelić z tej armaty, którą przez tyle stuknięć klawiatury przygotowywałem. To nie do końca tak, bo tylko katalizatorem tych ogólnych refleksji był pewien tekst, który przeczytałem na jednej z lokalnych witryn internetowych. Choć jednak chodziło mi właśnie o te refleksje, to gwoli dyskusji, a nie mniej szczytnych celów, kilka słów o tekście „Nie-prawi Polacy wszystkich opcji – łączcie się!” napisanym przez Roberta Rosińskiego.

Autor staje w nim w szeregu z różnej maści antykaczystami, którym wystarczy pół zdania z ust swojego antymentora, by mieć już ugruntowaną opinię na temat niego i jego pomysłów. Potocznie i definicyjnie bezbłędnie rozumiane pojęcie „prawości” (prawy człowiek, prawe postępowanie), do którego odwołał się Jarosław Kaczyński stało się dla Autora pretekstem do „antyprawościowego” manifestu. Skoro antymentor zaapelował o jednoczenie się prawych Polaków, to Autor odruchowo określił się po stronie „lewych” Polaków. Jednak o ile inne określenia, których czasem nadużywał Jarosław Kaczyński, mogły stać się powodem krytyki, to „prawość” nijak nie da się zdezawuować tylko dlatego, że to on się do niej odwołuje.

Bez popadania w śmieszność ustawianie się w poczuciu dumy po stronie „lewych” Polaków to karkołomne przedsięwzięcie. Chyba, że, zgodnie z polityczną poprawnością, pojmie się „lewego” człowieka, jako „prawego” inaczej. Podobnie jak złodzieja można nazwać „uczciwym inaczej”. Nieprawość nigdy nad Wisłą nie znaczyła niczego pozytywnego i nie zmienią tego zabawy znakami pisarskimi. Nazbyt to przypomina „niewinne” zabawy językiem z czasów „wielkiego językoznawcy”.

W duchu empatii życzę antykaczystom, żeby nie daj Boże ich antymentor nie wezwał na pomoc w swoim dziele politycznym np. brunetów albo czupryniastych. Oczami wyobraźni widzę już bowiem na ulicach wysyp łysych blondynów. A może przeciwnie, … niech odwoła się do wszystkich głupców? Gdybyż tylko możliwa była taka nagła odmiana.

Exit mobile version