bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Nie wyszło

Przechodząc koło jednej z najsławniejszych w historii Bolesławca działek, tej przy ulicy Łokietka, dostrzegłem na niej parking – strzeżony. Niby nic – zwykła odpowiedź na zapotrzebowanie coraz bardziej zmotoryzowanych mieszkańców miasta, którzy nie mają gdzie parkować, a żyjąc w pobliżu piwno – wódczanego szlaku Via Imperialis,  mają prawo budzić się w nocy drżąc o lusterka, wycieraczki i lakier. Jednak ten parking ma większe znaczenie, bo pozwala mi poczuć się młodszym o jakieś 9 – 10 lat. A wszystko dzięki władzom naszego miasta.

Otóż przed laty był tu parking strzeżony,  zdecydowanie bardziej wypaśny niż obecny, a na dodatek, choć nieestetyczny, bardziej gustowny niż dzisiejszy. Dawno, dawno temu w Bolesławcu była sobie firma Dajfam, która miała dwa strzeżone parkingi wraz z całodobowymi budkami, w których można było kupić nawet o 3 nocy i piwo, i zapiekankę czy hot doga, i gazetę. Ba, na parkingu przy Łokietka można było nawet skorzystać z samochodowej myjni, choć to już niekoniecznie o trzeciej w nocy.

Parkingi firmy Dajfam cieszyły się wielkim powodzeniem, zarówno okolicznych kierowców (bo Via Imperialis istniała już wtedy, a nieopodal Fabrycznej wielką popularnością cieszyła się Brytania), jak i niedopitych bywalców miejskich dyskotek. Ba, sam pamiętam jak niegdyś do białego rana sączyłem browara przy Łokietka, aby po Bluesie nad Bobrem, który w tamtych zamierzchłych czasach odbywał się nad Bobrem, doczekać do pierwszego porannego autobusu w kierunku domu.

Parkingi Dajfamu nie podobały się władzy. W sumie nawet nie chodziło o parkingi, które, jak mawiano, brzydkie były, niereprezentacyjne, a niedopitki rwali się na nich w weekendy do niejednej nocnej bitki.

Władzy podobały się działki, na których parkingi stały. Na Fabrycznej przecież może postawiłby się jakiś Makdonalds czy Kejefsi, a Łokietka to przecież wymarzone miejsce na coś w rodzaju centrum handlowego z wewnętrznym dziedzińcem, usługami, parkingami itd.

Władze miasta, wówczas rządziło jeszcze SLD przy wsparciu Ziemi Bolesławieckiej, postanowiły Dajfam wyrugować z tych niezmiernie atrakcyjnych terenów inwestycyjnych. A że między najemcą a samorządem były pewne spory, również finansowe, to byli i komornicy i groźby odebrania działek siłą i protesty pracowników Dajfamu (jeśli mnie pamięć nie myli, to na bruk po odebraniu działek poszło około 20 osób).

Przy okazji, choć chyba nieco wcześniej, udało się wyeksmitować z tego terenu również targowisko, na którego terenie lokalni biznesmeni mieli postawić centrum ceramiki, ale pary starczyło im tylko na bazarowe szczęki.

No i w końcu udało się posprzątać, może i siermiężny, ale lokalny biznes został zarżnięty i rozpoczęto przygotowywanie gruntów dla jaśnie wielmożnych inwestorów, którzy przyjdą, wybudują, dadzą miejsca pracy, a na dodatek będzie pięknie i jak w Europie.

Problem w tym, że minęły lata (8 czy 10), że choć Łokietka sprzedano i wiele zrobiono aby plac zyskał na wartości (choć trochę po czasie), wczoraj zobaczyłem pośród tego pobojowiska parking strzeżony. O los całej działki i wirtualnej zabudowy miasto kłóci się z inwestorem a inwestor z miastem i raczej szybko się to nie zakończy.
Na Fabrycznej nadal mamy parking, tyle, że niestrzeżony.

Gdzieś w pobliżu toczy się historia placu Popiełuszki, który, gdy z księdzem Popiełuszką nie miał jeszcze nic wspólnego, decyzją rady miasta przeistoczono w teren pod budowę centrum handlowego. Znalazł się inwestor, był projekt, dyskusje a nawet referendum w obronie „zielonych płuc miasta” (żartobliwie opisane w TYM tekście). Jednym ze sztandarowych haseł obecnego prezydenta, gdy walczył o władzę w mieście osiem lat temu, było udaremnienie tej inwestycji. I udało się, inwestor się wycofał, a na Popiełuszki budujemy baseny. Resztę działki postanowiono przeznaczyć na… galerię handlową, czyli na to, czego na tym miejscu ta sama władza nie chciała. Problem w tym, że nikt tam galerii budować nie chce, a miasto nie może sprzedać działki, bo galeria obok basenu i obok planowanej galerii Piast, która ma powstać na miejscu byłego hotelu, jakoś na razie inwestorom się nie widzi.

Ten znak z literką „P” przy Łokietka to dla mnie źródło głębokiej refleksji. O tym, ile czasu, pieniędzy i ludzkiej energii poświęcono w ciągu trzech kadencji samorządu na wycięcie naszego biznesu i zrobienie interesu na miejskich gruntach. Tyle, że to czas, energia i pieniądze  samorządowe, czyli nasze, czyli niczyje. A władza przecież chciała dobrze. Tylko nie wyszło.

 

Exit mobile version