sie 6, 2012
1783 Wyświetleń
0 0

„Plac czarownic” Zbigniewa Rzońcy we wrześniu w księgarniach

Napisany przez

Zbigniew Rzońca to jeleniogórski dziennikarz na stałe związany z „Nowinami Jeleniogórskimi” i zajmujący się  tym tygodniku m.in. sprawami związanymi z Bolesławcem. Dziennikarz w 2010r. w konkursie zorganizowanym przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego został nagrodzony za rzetelność. „Plac czarownic” to jego pierwsza powieść. Wcześniej napisał m.in.dramat „Tutaj”

Akcja „Placu czarownic” rozpoczyna się w maju 1945r. Martin Franz, as Luftwaffe, ma przetransportować z Turcji do Berlina „cudowną” broń, mogąca odmienić losy II wojny światowej. Samolot, którym wykonuje zadanie, zostaje strącony nad Hirschbergiem, czyli dzisiejszą Jelenią Górą. Pilotowi udaje się jednak wylądować, a następnie drogocenny ładunek schować.

Wiosną 2012 roku na trop wiodący do miejsca ukrycia broni wpadają obce wywiady. Do Jeleniej Góry wysyłają swych agentów…”

W powieści znajdziemy m.in. postać bardzo przypominającą pewnego importowanego z Jeleniej Góry do Bolesławca strażnika prawa. Ale pewnie to całkowity przypadek…

Do przeczytania fragmentu książki zapraszamy już dziś na bobrzanach, całość już we wrześniu w księgarniach.

—————————————————————————

Dylemat

Klasztorny dziedziniec powitał księdza Marka rosą i ciszą przerywaną co chwilę wesołym ptasim trelem. Duchowny podciągnął sutannę, zadzierając równocześnie wysoko głowę. Spojrzał w niebo, potem wzrok przeniósł na dach i westchnął po raz kolejny tego ranka. „Przecieka… Jak to dobrze, że dzięki brukselskim pieniądzom będzie niebawem jak nowy. Nie ma co, hojna ta Unia Europejska! Może by ją tak wyczytywać co niedziela w ogłoszeniach i za wzór stawiać? Wszak to największy dobrodziej w parafii! Ale z drugiej strony… Jednak bądź co bądź to liberałowie! Boga w sercu często nie mają… Ale o klasztor dbają jak niewielu dotąd… Może i dbają, lecz swojego już nie popuszczą! Muszą mieć interes, że dbają! Wynarodowią nas jak nic! Albo i nie wynarodowią – jak ludzie do kościoła chodzić będą, to nie wynarodowią”.

Rozważając tak wszystkie „za” i „przeciw” wywyższeniu niedzielnemu Brukseli, skierował swe kroki ku klasztornej piwnicy. Nawet nie wiedział, dlaczego to czyni, wszak nieczęsto do niej zaglądał. Nie istniała przecież taka potrzeba. Drzwi zamknięte bowiem były na dwa potężne klucze, a klucze te nosił zawsze przy sobie. Tym razem jednak najwyraźniej było inaczej – z wnętrza, przez szparę, sączyło się żółte, ciepłe światło żarówki…

„Co u licha?” – szepnął pod nosem i szybko wbiegł do środka, przeczuwając, że stało się coś niedobrego. Odruchowo skierował się wprost ku krypcie. Widok, który ujrzał po przekroczeniu progu wprawił go w osłupienie. Machinalnie przeżegnał się, a potem aż jęknął z rozpaczy. Stojące jeszcze niedawno w karnym szeregu trumny, ktoś pootwierał i zbezcześcił. Wyrwane przez nieznaną siłę wieka leżały bezładnie rozrzucone po podłodze; część była połamana, z innych zerwano metalowe okucia i inskrypcje. Gdzieniegdzie wystawały fragmenty zmurszałych i wyblakłych ubrań, na podłodze walało się kilka ludzkich piszczeli. „Mój Boże!” – krzyknął ksiądz Marek, nie mogąc oderwać wzroku od bezmiaru zniszczeń. Więc jednak nie śniło mi się!” – triumfował, choć wolałby, by triumf ów nigdy nie nastąpił. „To nie były jednak nocne majaki, ale rzeczywiście ktoś włamał się do kościelnych pomieszczeń! Kto i po co to uczynił?!”

Ksiądz nadal stał w kompletnym bezruchu, nie bardzo wiedząc, co począć dalej. Z jednej bowiem strony czuł w obowiązku, by zatelefonować na policję oraz do ojca prowincjała, z drugiej jednak strony coś go przed tym powstrzymywało. „A może lepiej wszystko szybko uprzątnąć, trumny na powrót poukładać?” – myśli kłębiły się w jego głowie. – „Po co mi jeszcze większe kłopoty? Po co policyjne przesłuchania, wizyta tego wścibskiego konserwatora zabytków? Po co mi tu dochodzenie? Przecież niczego nie ukradziono, bo i cóż można było tu ukraść?! Prawdopodobnie jakaś zdziczała młodzież się zakradła! O, tak! To z „Rzemiosł” musieli tu przyjść! Kolczyki w językach, pępki poprzebijane cekinami, czy czym tam innym… Nergala się naoglądają i potem wariują! Szaleją! Panie Boże! Co ja mam uczynić teraz? Nie milcz choć raz w życiu i doradź! Jeśli nie zadzwonię na policję, nikt się o niczym nie dowie. A co mi tam? Zaraz szybciutko zamiotę i już. Tyle lat tu nikt nie zaglądał… Nikt się nie dowie. Ale jakże tak, w fałszu mam pozostać? Ja, kapłan? Świadectwo prawdzie dać powinienem. No, co robić w każdym bądź razie, co robić?”

Ksiądz Marek stał, a minuty płynęły. Nie wiedział, że razem z nim niejako zatrzymał się cały świat. Zazgrzytały hamulce ziemskie, jęknął glob i stanął na amen.

Od decyzji, którą podejmie zależeć będą losy wielu. Ba! Rozważający w myślach moralny dylemat kapłan nie zdawał sobie nawet sprawy, bo i jak mógł sobie sprawę zdawać, że w tych oto sekundach być może waży w swojej głowie losy nie tylko ukochanego narodu, ale całej ludzkości! Ręka sięgnęła sutanny, dotknęła chłodnego plastiku „komórki”, ale zaraz z przerażeniem ją cofnął.

Zatelefonuje, czy nie zatelefonuje? Oto marcowy poranek w prowincjonalnym mieście u podnóża Karkonoszy. Chwila niepewności wydaje się trwać wieczność…

 

Tajemnica biskupa

Ksiądz Marek westchnął po raz kolejny tego ranka, wyjął swoją wiekową Nokię i bez przekonania, drżącą ręką, wklepał na klawiaturze numer telefonu.

– Dziewięć, dziewięć, sieeedem – podyktował sobie pod nosem i przystawił słuchawkę do ucha.

– Dyżurny oficer Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze, słucham…

Ziemia jęknęła głucho i powoli ruszyła. Tylko w którą stronę był to ruch? Do przodu, a może wręcz przeciwnie – w tył; w nieznane? Pod koniec minionego roku, jeleniogórska „wiedźma” Agata Janeczko – Komode, postawiła w redakcji miejscowego tygodnika tarota. „Będzie to rok wędrówek” – zapewniła. „Po kilku tysiącach lat ziemia zmieni kierunek ruchu; zmienią się jej bieguny. Do czego to doprowadzi? – nie wiem…”

Zobaczymy.

 

*

– To niesłychanie cenny zabytek – stwierdził konserwator zabytków, Maciej Kawaczyński. – W Jeleniej Górze drugiego takiego nie ma. Na Dolnym Śląsku co prawda trochę takich się jeszcze gdzieś znajdzie, ale wartość sprofanowanych pamiątek historii trudno wprost przecenić.

– To stare takie te trumny? – retorycznie zapytał inspektor Andrzej Szewczyk, szef wydziału kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze. – Z którego to wieku?

– Z różnych lat, nawet z XVIIIw – odpowiedział Maciej Grucha ze Służb Ochrony Zabytków. – Leżą tu Schaffgotschowie i księża protestanccy…

Ekipa dochodzeniowo – śledcza zbierała tymczasem ślady po włamaniu. Ściągano odciski palców, kompletowano rozrzucone po pomieszczeniu fragmenty trumien.

– No, nie wiem… – przyznał szczerze Szewczyk. – Spróbujemy rozpytać wśród handlarzy antykami… Nie wygląda mi to na zwykły akt wandalizmu. Na pewno nie była to też imprezka młodzieżowa: nie ma pustych butelek, kiepów… Wydaje mi się, że tu raczej chodziło o jakąś kradzież na zlecenie…

– Ale co niby mogło być w trumnach? – przerwał pytaniem ksiądz Marek.

– No właśnie, co? – odpowiedział pytaniem na pytanie Szewczyk.

– Kosztowności; kielichy, medaliony, pierścienie – zaczął wyliczać pracownik Służb Ochrony Zabytków. – Różne rzeczy chowano w przeszłości. Teraz zresztą też. Opowiadał mi znajomy, że w czasie pochówku w Piechowicach, grabarz się potknął i…

– Panie inspektorze, na tej trumnie coś najwyraźniej było, ale zostało zerwane – przerwał opowieść jeden z policjantów z dochodzeniówki.

– To trumna Filipa Gotarda… – wyjaśnił ksiądz Marek.

– Kogo? – zapytał z zainteresowaniem Szewczyk.

– Filipa Gotard Schaffgotscha – powtórzył Kawaczyński. – Był on katolikiem, a Fryderyk Wielki protestantem. Mimo tego zwrócił się on do kapituły katedralnej we Wrocławiu z prośbą, by powołała Schaffgotscha na katolickiego biskupa sufragana. Fryderyk Wielki pisał, że kandydaturę tę poleca sam Duch Święty. Miał mu to przekazać ustnie. W odpowiedzi członkowie kapituły odpisali, że o jego zażyłych stosunkach z Duchem Świętym nie mieli pojęcia. Zapewnili, że gdy spłynie na nich w czasie obrad kapituły, zapytają go, co rzeczywiście sądzi o Schaffgotschu….

– Ostatecznie Filip Gotard Schaffgotsch, urodzony 3 lipca 1716 a zmarły 5 stycznia 1795, biskupem został – załamał ręce ksiądz Marek. – Wkrótce potem zdradził pruskiego protektora opowiadając się w siedmioletniej wojnie po stronie Austriaków. To z tego powodu po śmierci nie pozwolono spocząć mu we wrocławskiej katedrze i spoczywa w Jeleniej Górze.

 

Trop

Szewczyk podrapał się po brodzie i pod nosem zaczął rozmawiać bardziej sam ze sobą niźli ze stojącymi obok mężczyznami:

– Może złoto miał przy sobie? Eee, to po co by zrywali jakąś tabliczkę z trumny? A może ona była złota?

– A tam złota! – zaśmiał się Kawaczyński. – Takich się do trumny nie mocowało. Pewnie widniała na niej jakaś inskrypcja…

– Czyli co? – zapytał sprytnie niepewnym głosem Szewczyk.

– Wyryty napis – wyjaśnił Grucha. – Najczęściej występuje właśnie na nagrobkach albo monetach. W przeszłości wiele z nich zawierało ważne informacje o jakichś doniosłych zdarzeniach, a nawet o pikantnych chwilach z życia codziennego czy kłótniach politycznych.

– Ciekawe… – odrzekł bez przekonania Szewczyk. – Pamięta ksiądz, co było wyryte na tej inskrypcji?

– Nie, no skąd? – energicznie zaprzeczył ksiądz Marek. – Ale… Kiedyś robiliśmy dokumentację fotograficzną. Może na zdjęciu coś by się znalazło? Tylko to nie dzisiaj, bo dzisiaj mam dwa pogrzeby na Krośnieńskiej. Może jutro, albo pod koniec tygodnia poszukam…

– No dobra, to ja się zwijam, a wy tu jeszcze powęszcie trochę – zwrócił się do policjantów Szewczyk. Pożegnał się z księdzem i pracownikami ochrony zabytków, a następnie prężnym krokiem wyszedł z piwnicy.

Kawaczyński rozejrzał się po krypcie, popatrzył głęboko w oczy księdzu i ni to zapytał, ni stwierdził:

– Pomalować by się tutaj przydało. „Kawasolem” najlepiej… Niedrogi, wydajny i dobrze trzyma. Weźmie ksiądz kupi na Długiej i zrobi z tym wreszcie porządek…

We środę rano ksiądz Marek znów obudził się niewyspany i nie w sosie. Tym razem nie śniło mu się co prawda włamanie do piwnicy, śnił mu się bowiem sam Filip Gotard Schaffgotsch. Patrzył na niego nieprzyjemnym ostrym wzrokiem, groził palcem i pouczał: „Nie zadbał ksiądz o mnie! Zabrali mi inskrypcję źli ludzie! Co jeszcze mi muszą zabrać, by wielebny o mnie pomyślał?! A „Kawasol” już ksiądz kupił? Pomaluje mi wokół trumny na zielono albo na niebiesko. I pajęczyny uprzątnie!”

– Eee, sen mara, Bóg wiara – szepnął pod nosem i spojrzał przez szybę. Za nią wstawał nowy dzień. Słońce co prawda nie zaglądało radośnie, bowiem zasłaniały je kamienice stojące od strony ul. Cieplickiej, niemniej jednak przez uchylone lekko okno czuć było powiew prawdziwej wiosny. Po parapecie skakały dwa wróble. Przekrzywiały filuternie głowy, dziobiąc coś niewidocznego dla ludzkiego oka. „Ot, stworzenia Boże” – pomyślał. „Nie sieją a mają”. Chwilę jeszcze na nie patrzył, później przeciągnął się leniwie niczym kot, spojrzał na stół, przetarł oczy, wsadził stopy w kapcie i poczłapał w kierunku brewiarza.

„Ile minut po przebudzeniu powinien modlić się pobożny ksiądz?” – dumał, układając starannie kolana na klęczniku. Po 20 latach kapłaństwa myśl ta ciągle nie dawała mu spokoju. „Pięć minut to chyba za krótko” – ziewnął i przygładził spadającą na oczy grzywkę. „No ale z drugiej strony, pół godziny to jednak stanowczo za długo” – dywagował biorąc do ręki starannie oprawioną w skórę księgę. „Piętnaście minut to w sam raz” – konkludował z zadowoleniem. – „Ze dwa razy dłużej niż mycie zębów i prysznic razem wzięte. 15 minut jest rzeczywiście w porządku” – westchnął, po czym w skupieniu zaczął odmawiać modlitwę.

Dokładnie kwadrans później wszedł do łazienki, by opuścić ją po pięciu minutach. Spojrzał na zegarek – dochodziła 5.30. Założył sutannę, poklepał się po pustym brzuchu i w dużo już lepszym nastroju, sięgnął do szuflady, by poszukać zdjęcia trumny biskupa. Był przekonany, że zajmie mu to co najmniej kilka godzin. Choć jako ksiądz nie wierzył w zabobony (a przynajmniej udawał, że nie wierzy), wierzył w prawa Murphiego. „Na pewno będzie jednym z ostatnich jakie wyjmę z szuflady” – pomyślał. Tym bardziej jednak zdziwił się, gdy wziął je do ręki jako jedno z pierwszych. Popatrzył na nie i sięgnął do drugiej szuflady po lupę, by odczytać zapisaną po niemiecku sentencję.

– Co to? – aż poderwał się na równe nogi? Nieprawdopodobne!

 

Komunikat

Tabliczka z wyrytą inskrypcja była pęknięta, a właściwie obcięta. I to nie wzdłuż, ale w poprzek. Słowa, które pozostały na niej nie miały więc większego sensu. Sięgnął po podręczny słowniczek łacińsko – polski. Zaczął tłumaczyć…

„Spoczywa w tobie” – zapisał na kartce część inskrypcji. Potem znowu sięgnął po słownik i dopisał: „w dół” i na koniec: ”i Bóg nad tobą”.

„Jaki to ma sens?” – zastanowił się. „Nie ma to sensu. No, może i ma, ale brakuje co najmniej połowy sentencji. Znajdowała się na tej części inskrypcji, która się nie zachowała: została oderwana, lub odpiłowana. „A co mnie to obchodzi? Niech się martwi Szewczyk!”

Andrzej Szewczyk myślał już jednak zupełnie o czym innym. Cóż bowiem w gruncie rzeczy znaczyło dla niego zdarzenie, które miał wyjaśnić? Niewiele. Nie było ani znaczące, nikt nie nalegał na jego wyjaśnienie, ani tym bardziej nie było wielkich szans, że wyjaśnione zostanie. Kiedy więc ksiądz przyniósł mu zdjęcie trumny biskupa i przetłumaczoną sentencję, a raczej jej część, bardziej udał zainteresowanie niż zainteresował się tym naprawdę.

– A, nic mi to nie mówi – przyznał szczerze. – No wiadomo, że Bóg nad tobą, ale tyle i koniec. Szkoda, że nie ma drugiej połówki… Jedno co można powiedzieć na pewno to to, że nie było jej już w czasie kradzieży, tylko że niczego to nie wyjaśnia.

Nastała grobowa cisza. Ksiądz myślał już o tym, że musi pojechać do „Grabarowa” na wymianę oleju w swoim nowym Citroenie, a inspektor o tym, że „jakiś tam Schaffgotsch” popsuje mu tylko statystyki wykrywalności. Jak na komendę, obaj westchnęli, podali sobie ręce i na tym dochodzenie się zakończyło. Może nie zupełnie. Jeszcze tego samego dnia Elwira Bagietkowska, rzeczniczka prasowa komendanta jeleniogórskiej policji, wysłała do prasy komunikat następującej treści: „Policjanci Wydziału Kryminalnego z Komisariatu II Policji w Jeleniej Górze ujawnili włamanie do pomieszczeń piwnicznych należących do ojców pijarów w Jeleniej Górze – Cieplicach.

Funkcjonariusze ustalili, że nieznani sprawcy w nocy przedostali się na teren należący do kościoła, a następnie nieznanym przedmiotem otworzyli drzwi do piwnicznej krypty i weszli do środka w celach rabunkowych. Ich łupem nie padły jednak przedmioty zgromadzone w trumnach, w których spoczywają Schafgotschowie oraz XVI-wieczny biskup. N/n sprawcy oderwali jedynie z trumny wyżej wymienionego biskupa tabliczkę z inskrypcją, wcześniej dokonawszy w krypcie szeregu aktów wandalizmu, takich jak: uszkodzenie trumien, zbezczeszczenie zwłok i rozrzucenie trumien. Właściciel oszacował wartość uszkodzonego mienia na 2500 tysiąca zł. Policja prowadzi intensywne czynności w celu ustalenia sprawców zdarzenia. Za
kradzież z włamaniem grozić mu może nawet do 10 lat pozbawienia wolności”.

Godzinę później drobna informacja na temat zajścia znalazła się na stronie internetowej najpopularniejszego lokalnego portalu internetowego. Nie spotkała się ze specjalnym odzewem. Niewiele osób ją również skomentowało.

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że wzmianka zamieszczona na portalu pozostała praktycznie niezauważona. Oto bowiem w odległym od Jeleniej Góry o kilkaset kilometrów bawarskim Pullach rankiem następnego dnia miała miejsce niespodziewana i bardzo dziwna rozmowa…

Egon Klopp, szef I Wydziału Operacyjnego 12B Bundesnachrichtendienstu (BND), w trybie pilnym poprosił o spotkanie szefa BND, Ernsta Uhrlaua. Doszło do niego tuż przed godz. 9.00.

– Oto notatka, którą przechwycił nasz biały wywiad – na biurku Uhrlaua położył przetłumaczoną na język niemiecki informację z jeleniogórskiego portalu. – A oto oryginalny komunikat policyjny w tej sprawie, wydany przez niejaką Elwirę Bagietkowską.

– A więc zaczęło się?! – bardziej stwierdził niż zapytał wyraźnie podekscytowany Uhrlau.

– Ja wohl! Zaczęło się! – odpowiedział Klopp.

– Dawać mi tu szybko Sachnera! – krzyknął do słuchawki Uhrlau. – Natychmiast!

Zaraz potem do gabinetu wszedł trzeci mężczyzna: niewysoki rudawy czterdziestolatek z krótko przystrzyżonym wąsem – Adolf Sachner, szef Wydziału VI Zadań Centralnych 63B BND.

Dwa dni później BND rozpoczęło akcję pod kryptonimem „Światło”…

 

Kategorie:
news
https://www.bobrzanie.pl

Masz temat? Masz problem? Coś Cię wkurza albo cieszy? Napisz do nas maila lub zadzwoń na numer 696 373 113.

Komentarze do „Plac czarownic” Zbigniewa Rzońcy we wrześniu w księgarniach

  • @Bernardzie

    Podnieśli VAT na ubranka dziecięce , bo i tak rodzice ich nie kupują !

    Rozumowanie iście Tuskowe – aż się boję zapytac jakie książki czytasz !:))

    Daniel 15/09/2012 12:03 Odpowiedz
  • @ Daniel,
    podnieśli VAT na książki bo i tak ich nie czytałeś : )

    Bernard 09/09/2012 13:20 Odpowiedz
  • Ale dziadostwo . Ze to ktoś kupuje taki bełkot socjalistyczny!
    Bruksela , dotacje i o liberałach ,że nie są po stronie Boga!
    Heh A nagrodę wręczał Socjalista IV RP L. Kaczyński ( zresztą nigdy się z tym nie krył )!
    Jeszcze trochę o demokracji i mamy komplet ! Ja się nie dziwię ,że VAT podnieśli na książki !
    Księdza tu nieźle przedstawił! Robi z nich pacanów do potęgi n

    Daniel 08/09/2012 19:32 Odpowiedz
  • Bernard Łętowski 04/09/2012 14:05 Odpowiedz
  • no rośnie nam drugi Mateusz, tylko na boga nie robić to Sandomierza i wschodniej ściany :))

    Grzegorz Kuchmister 11/08/2012 16:53 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish