W 2005 roku w Bolesławcu mogło głosować 34 066 osób. Obecnie – 27 291. Różnica wynosi 6775 osób!
Więcej w tekście Dariusz Gołębiewskiego W pięć lat w Bolesławcu ubyło sporo wyborców.
Teoretycznie jedna piąta wyborców przez dwadzieścia lat umarła lub wyjechała, ale to nieprawda. Przecież przez 20 lat co roku przybywali kolejni wprowadzający się do miasta, osiągający tutaj pełnoletność i tak dalej. Czyli wyjechało i umarło znacznie więcej ludzi, którzy mogli współdecydować o tym, kto tu rządzi.
I co?
Czy ktokolwiek zadaje sobie pytanie „dlaczego?”
Tak, wiem, małe miasta się wyludniają i to norma, że mamy ujemny przyrost naturalny. Ale czy można było z tym jakoś walczyć? A jeśli tak, to jak? Czy ktokolwiek kiedykolwiek zaproponował w Bolesławcu jakieś rozwiązanie, pomysł, ideę mogącą chociaż spowolnić trend?
Czy ktokolwiek z rządzących od grubo ponad 20 lat Bolesławcem wciąż tych samych ludzi czuje się za to jakoś odpowiedzialny? Słyszeliście kiedyś o jakimś programie pomagającym zatrzymać albo przyciągnąć tutaj ludzi? Tak wiem, przez chwilę była zerowa stawka podatku od nieruchomości.
Oczywiście możemy przyjąć, że wszyscy wyjechali do okolicznych gmin i wybudowali sobie tam, wskutek bolesławieckiego dobrobytu, domy. Ale przecież w mieście w tych latach wybudowano setki lub tysiące mieszkań. W nich zapewne zamieszkali tylko ci, którzy nie chcą i nie mogą tutaj głosować oraz single.
Tylko to tak nie wygląda. Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego do 2050 roku liczba mieszkańców w powiecie spadnie z niemal 90 000 do nawet do 74 tysięcy.
W 2021 roku okazało się, że nasze miasto wskutek utraty funkcji społeczno-gospodarczych wylądowało na pierwszym miejscu listy ośrodków „powiększających swój dystans rozwojowy”, czyli „miast kryzysowych”.
Nie słyszymy o próbach walki z tą sytuacją, pomysłach, receptach. Nie ma ich?
W kampaniach wyborczych nie mówi się u nas o pomysłach na Bolesławiec i powiat, tylko o tym, że coś się wybuduje, otworzy, ewentualnie zmieni się funkcję, bo źle się ją wcześniej przewidziało. Gros pieniędzy na te budowane cuda mające spełniać funkcje publiczne jest wywalany w błoto, ale nikogo to nie obchodzi, nikt nie wyciąga konsekwencji.
Przecież wciąż tyle nas zostało, że znajdzie się ktoś, kto zgasi światło.
