gru 13, 2009
1658 Wyświetleń
2 0

13 noc grudnia

Napisany przez

W wigilię 13 grudnia byłem w Karpaczu, z którym związany jestem zawodowo i emocjonalnie od kilkunastu lat. A może i dłużej – bo tam, w okolicach przepięknego lasku Modrzewiowego przy ul. Szkolnej – ze Śnieżką w tle, zrobiono mi, w czerwonym kapturku, gdy miałem nie więcej niż dwa lata, jedno z pierwszych zdjęć w górach. Przepiękność tego miejsca bezpowrotnie już przeminęła, gdyż jakieś 50 metrów od owego lasku wyrasta obecnie koszmarny moloch hotelu Gołębiewski, realizowany w manierze architektonicznej, którą mój ziomek, związany z branżą budowlaną zwykł określać  jako „sen pijanego cygana”.  Sielskość miejsca została ubita. Ale będą miejsca pracy. Podobno nawet coś koło tysiąca. To pewnie dobrze.

W Karpaczu bywam więc regularnie od kilkunastu lat. Ostatnio powstało w tym ślicznym miasteczku chyba z pięć nowych hoteli plus aquapark. Wczoraj wybraliśmy się po robocie, a przed walkami MMA, do „Dolnego”, aby kontemplować mordobicia, przegryzając biały chleb kiełbasą podwawelską i popijając tanim, robotniczym piwem.

Schodząc natknęliśmy się na stojące przy ul. Karkonoskiej, interesujące od strony designerskiej obiekty przypominające, jako żywo smukłe obeliski egipskie, modne za czasów panowania Ramzesa II. Po bliższych oględzinach okazało się, że są to wysublimowane obudowy na fotoradary. Zapewne podatnicy zapłacili za te baty na własne tyłki ze trzy razy więcej, niż za te pudła, które znamy z dnia codziennego, wyglądające jak przydomowe gołębniki z krajów trzeciego świata.

Kiedy już zeszliśmy na dół, okazało się, że w tym aspirującym górskim kurorcie, w biały już grudniowy weekend, nie działa sklep nocny, który działał tam przez ostatnie 20 lat. Nie działa również żaden inny! Zaś przy głównej ulicy – na całej jej długości 6 km od Karpacza Dolnego do Górnego – funkcjonował jeden pub, który Młody zauważył przez przypadek, gdy w podwórku prawie obsikał jego okienko (bo gdzie w końcu miał się wysikać?), które onegdaj ani chybi służyło do zsypywania węgla.

Ale za to jest kilka nowych hoteli czterogwiazdkowych i 3 fotoradary w modernistycznych obudowach. Jak Igła Kleopatry.

Z pomocą znajomego taksówkarza zrobiliśmy więc zakupy na stacji benzynowej w Miłkowie i wróciliśmy do Karpacza Górnego, który w używanym przeze mnie systemie nawigacyjnym produkcji krajowej (240 zł) wciąż nosi romantyczną nazwę Bierutowice. To jednak już sukces – bo w tym samym systemie nie ma w ogóle Zieleńca :) Na pudełku softu napisano: Nie opłaca się ryzykować! Policja sprawdza legalność twojego oprogramowania w trakcie kontroli drogowej!

Dodajmy, sprawdza nielegalnie – podobnie, jak nielegalnie sprawdza numery IMEI w waszych telefonach.

Siedliśmy więc przed wspomnieniotwórczym TV marki OTAKE, a Młody czytał mi z gazety dla ludzi niekulturalnych i mało wykształconych, co na niej kroił konserwę turystyczną (z braku podwawelskiej), że senator RP, z ramienia Platformy Obywatelskiej wciągał (podobno) kokę nosem, ubrany w sukienkę w groszki i potem panie kurwie, malowały mu też usta szminką. Następnie obejrzeliśmy również, w ramach edukacji obywatelskiej Młodego, film dokumentalny z tego wydarzenia, zamieszczony na stronach gazety i mi się w sumie zrobiło smutno.

Bo poczułem jak ten człowiek się musi nędznie czuć, będąc adwokatem, senatorem i politykiem partii rządzącej, scenarzystą filmów Kieślowskiego – gdy tak wszyscy ludzie, którzy go znają, oglądają tę żenę w gazecie, czy necie.

Zasadniczo, można oczywiście przyjąć, że nic nam do tego, co sobie robi pan senator i adwokat po godzinach, ale z drugiej strony, jeśli pomyślę, że inne postaci z czołówki polskiej sceny politycznej, biorą w nocha „na beton”,  rządzą z kurwami, a potem pozwalają się filmować i szantażować – to ogarnia lekkie przerażenie.

Oczywiście – artystom wolno więcej. Wiemy  to już od autorytetów – po sprawie Polańskiego. Ale pan P. jest również politykiem.

Bernard zamieścił na tej stronie cytat: Ucz się, abyś nie musiał zostać politykiem. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym cytatem. Taki Piesiewicz – jest niby za mało wykształcony? Czy może taki Grupiński, nie wspominając już specjalisty od Gombrowicza – jakim jest Palikot, czy wreszcie profesora MyszkiewiczaNiesiołowskiego? Tam, jak już usunięto selfdefensorów w krawatach w paski, to takich niedokształconych zbyt wielu nie zostało. O Pisiorach nie wspominam nawet, bo wiadomo, że oni jak nawet są profesorami – to i tak prostaki. Ja myślę, że to nie o wykształcenie chodzi – a o to, by być człowiekiem z zasadami. I aby być politykiem – trzeba w tym zakresie mieć pewien defekt. Poza rządzą władzy, oczywiście.

W okolicach 13 grudnia, 28 lat temu, wyszedłem na balkon bloku, przy ul. Asnyka i nie wiedząc specjalnie o co chodzi, obserwowałem jak wywalano na ulicę graty z siedziby bolesławieckiej Solidarności, gdzie obecnie można obstawiać m. in. mecze drużyn polskiej ligi piłkarskiej – która jest u swych podstaw perfekcyjnym, żywym skansenem PRL.

Ja niestety jestem zbyt młody, aby treściwie i merytorycznie wspominać to, co działo się wtedy w Bolesławcu, ale mogłyby zrobić to osoby – mające wtedy lat nieco więcej niż ja. I może byłoby to ważne od strony historiograficznej, gdyż jak wynika z moich rozmów z historykami i archiwistami, dokumentacja lokalnych struktur „Solidarności” sprzed roku 81 jest niezwykle skromna.  To, co nie zostało przezornie wyniesione i ukryte przez działaczy, było zagarnięte przez SB po wprowadzeniu stany wojennego.

Aby przywołać nastrój, odwołajmy się do jednej z niewielu istniejących pisanych form poświęconych okresowi stanu wojennego w Bolesławcu – którą znajdziemy w doskonałym przecież i rzetelnym zarysie monografii miasta z 2001 roku.

Rok 1982 przebiegał pod znakiem rygorów stanu wojennego, tzn. licznych ograniczeń spowodowanych sytuacją polityczną i ekonomiczną. Surowe przepisy stanu wojennego  powodowały, że nie zanotowano żadnych publicznych wystąpień antypartyjnych, a nawet – jak podkreślano w Bolesławcu – stan wojenny wpłynął korzystnie na wzrost dyscypliny i poszanowania dla przepisów i norm, na poważniejsze traktowanie obowiązków pracowniczych i obywatelskich„. (str. 251)

Jak tu nie rzec za klasykiem: Odpieprzcie wy się od generała!?

W Bolesławcu jednak rozgrywały się wtedy tragedie. Po różnych stronach barykady. Zginął np. zastrzelony, prawdopodobnie przypadkowo z karabinu w okolicach ul. Bielskiej, mieszkający w naszym sąsiedztwie milicjant – ojciec małej dziewczynki. Nie wiem, jaki był to człowiek. Wyglądał na normalnego młodego faceta. Tak czy inaczej – koniec końców – stał się on ofiarą stanu wojennego w naszym mieście.

Osobiście byłoby dla mnie czymś niezwykle ciekawym dowiedzieć się, bez zbędnego ględzenia, kto wtedy stał na czele lokalnych struktur związkowych, jak liczne były komitety zakładowe, kto stał na czele komitetów strajkowych, czy prawdą mogłyby być relacje osób, które twierdzą, że były wśród kierownictwa „S” przed 81 rokiem osoby, które regularnie spotykały się w okolicznych bazach z wysokimi oficerami wojsk sowieckich? Inni opowiadali mi o salonowych „opozycjonistach”  lansujących się często na „bibułę”, którzy regularnie pijali wódeczkę z wierchuszką lokalnej milicji i prokuratury.

A może ktoś ma zdjęcia z tamtych lat?

Forma tego tekstu jest dość niezobowiązująca, ale w końcu to blog. Pozwalam sobie więc na prowadzenie lekkiego strumienia świadomości :)

Tagi artykułu:
· ·

Komentarze do 13 noc grudnia

  • Bierutowice od Bieruta to były? Faktycznie. A mi się to kojarzyło kiedyś z jakimś diabłem, pewnie kolegą Boruty (jakaś logika w tym jest).
    Jest też na Dolnym Śląsku Bierutów koło Oleśnicy, ale on podobno z tow. Bolesławem nie ma nic wspólnego.

    Bernard 14/12/2009 23:51 Odpowiedz
  • @Hegemon – strumień, czy kogel… Pisałem tekst około 3 w nocy, i było to coś, co informatycy nazywają zrzutem pamięci. Po tej czynności wyrażnie mi ulżyło :) Ci krajowi, cyfrowi mapiarze – jak widać, są ciągle na bieżąco – jak nie z autostradą, to z Bierutowicami. Osobiście – nie słyszałem od komuny, aby ktoś z mieszkańców użył tej nazwy. Dlatego to dość zabawne. Dobrze, że udało im się w miarę precyzyjnie odtworzyć granice po 45 roku.

    Bruner 14/12/2009 23:08 Odpowiedz
  • Pamiętam taki dowcip lokalny z czasów stanu wojennego, odnoszący się do wszechobecnej cenzury, a konkretnie do cenzurowania prywatnej korespondencji. Szło to mniej więcej tak:
    „kochani, u nas wszystko po staremu. Filipek już siedzi OCENZUROWANO: jest internowany”

    JoanDark 14/12/2009 20:06 Odpowiedz
  • Jaki strumień Bruner(t) ?
    Przecież to kogel-mogel w najlepszym wydaniu :)
    P.S.
    Tyle razy byłem w świątyni Wang i nawet nie wiedziałem, że znajduję się w miejscowości nazwanej imieniem „ojca narodu” :)

    Hegemon 14/12/2009 20:04 Odpowiedz
  • Bruner, bardzo podoba mi się twój strumień świadomości, gdyż ponieważ. Współczesność przemieszana ze wspomnieniami – miodzio:) Mnie, niestety, nie stać na takie wynurzenia, dlatego zazdroszczę lekkości. A poza tym, któż z nas nie był choć raz w Karpaczu i nie jadł „turystycznej” podanej na gazecie?
    Pozdrawiam

    Althea 13/12/2009 18:30 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish